niedziela, 27 września 2015

Piankowy płaszczyk

Piankowy płaszczyk dla Uli powstał dość spontanicznie. Na resztkach w hurtowni tkanin trafiłam na niewielki kawałek białej pianki. Nie chciałam szyć kolejnej spódniczki, bo w tych Młoda nie chodzi zbyt chętnie. Na sukienkę to było trochę za mało, więc tak jakoś wyszedł mi z tego płaszczyk. Kolor biały jest zdecydowanie niepraktyczny, więc musiałam go przełamać dodatkami łososiowymi w newralgicznie brudzących się miejscach :)


Płaszczyk, to po kocyku druga rzecz, którą zrobiłam jeszcze przed wakacjami, ale upały nie sprzyjały chwaleniu się nim na blogu :)
Wykrój pochodzi z Burdy, ale niestety nie pamiętam której. Na pewno sporo go modyfikowałam, ale to też już wyleciało z pamięci :) W miejscach, gdzie się najwięcej dotyka, czyli zapięcie, mankiety i kieszenie dołożyłam łososiową piankę. A kaptur jest też łososiowy, bo już mi białej pianki nie starczyło :)


Nie chciałam, żeby po praniu spotkała mnie niemiła niespodzianka, w postaci rozdwojonej pianki (tak, jak to było w przypadku tej pianki), więc wszystkie krawędzie obrzuciłam mereżką na overlocku. Płaszczyk jest zapinany na miękkie i miłe rzepy od Nolle.


I wszystko by było ok, tylko że płaszczyk marnie leży - jest zbyt szeroki w barach i Ula wygląda w nim jak niedoszły zawodnik rugby. No cóż, a miało być tak pięknie...

piątek, 25 września 2015

Dywan na drutach, czyli dzierganie XXL

Pozostając w temacie robienia na drutach pokażę wersję ekstremalną, czyli dywan wydziergany na drutach. No może słowo dywan, to trochę za dużo powiedziane, bo to dywanik przed łóżko. Niewielki, bo tylko tyle jest wolnego miejsca.


Ten projekt, to trochę taki UFOk, bo sznurki kupiłam ponad półtora roku temu z zamiarem zrobienia na szydełku wielkiego kosza. Powstało niecałe dno kosza i projekt upadł, bo współpracy odmówił mi nadgarstek - szydełkowanie tak grubego sznurka to jednak duże obciążenie dla ręki przyzwyczajonej do ruszania głównie myszką komputerową :) Przez cały ten czas kłębki sznurka pełniły głównie funkcję ozdobną w starym koszu.


W końcu się za nie zabrałam, tym razem machając drutami - na dwie ręce poszło jakoś łatwiej :) Inspiracją do takiego wykorzystania sznurków były niesamowite dywany z Manufaktury Splotów.


W sumie to niewielka różnica, czy dzierga się z cieniutkiej włóczki, czy z grubego sznurka. Jedynie trochę więcej robótki leży na kolanach, ale z drugiej strony zdecydowanie szybciej jej przybywa :)


Dywanik jest niewielki - jedynie 60x90 cm, ale jak sami widzicie, większy by się po prostu nie zmieścił.



Zamówionych sznurków jeszcze trochę zostało, więc teraz ponawiam próbę z szydełkiem, bo jednak te kosze mi spokoju nie dają :)


Tu widać większy kawałek sypialni. Już dość dawno zmieniłam dodatki z brązowych na turkusowe. A jak wyglądało tu wcześniej możecie zobaczyć w tym poście.


Sesja foto przebiegała dość szybko, bo już Młody czaił się za rogiem :) Dywan cieszy się zainteresowaniem dzieci, bo sznurki są miękkie i miłe, a jednocześnie są dość przestrzenne i mają ciekawą fakturę dzięki pasom z różnymi wzorami. Więc można powiedzieć, że taki dywan to trochę zabawka sensoryczna dla dzieci :)


W sesji udział wzięły skórzane kapcie - hand made z Maroka. Skórzaną mają nawet podeszwę. Tak bardzo mi się podobają, że aż żal mi w nich chodzić, więc pełnią funkcję zdecydowanie ozdobną :)


Następne posty będą znów szyciowe, bo już trochę zaległości mi się nagromadziło :)

wtorek, 22 września 2015

Chevron Baby Blanket

Jesienne chłody już się coraz bardziej dają we znaki, więc w końcu mogę pokazać "nowy" kocyk Bartka. "Nowy", bo skończony jeszcze wiosną, ale zanim go zblokowałam i obfotografowałam, to przyszły upały i nie wypadało pokazywać na blogu wełnianych udziergów :)


Od dawna już chorowałam na jodełkę, aż w końcu znalazłam na Ravelry fajny wzór => Chevron Baby Blanket. W sumie, to diabeł nie taki straszny i całkiem prosto się jodełkuje :)


Pierwszy raz robiłam z wełny Madame Tricot (60% merino, 40% akryl). Mam mieszane uczucia, bo po takim składzie spodziewałam się czegoś milutkiego i mizialnego, a w rzeczywistości wełna jest w dotyku lekko sznurkowa i gryząca. Po pierwszym praniu trochę się poprawiło, zobaczymy, jak będzie dalej. Jeszcze nie mówię nie, tej wełnie :)


Kocyk zaliczył sesję łóżeczkową, ale na co dzień używany jest do wózka.


Zdjęcia są już mocno archiwalne, bo robione trzy miesiące temu. Wtedy Bartek jeszcze spał na najwyższym poziomie łóżeczka. W ciągu tych trzech miesięcy zaczął siedzieć i wstawać i dzisiaj już śpi na najniższym poziomie :)




Kocyk jest sporo większy, niż ten we wzorze, ale nie łudziłam się się, że zanim skończę, to Bartek będzie nadal tak malutki :)



Właściciel zainteresował się sesją i przyszedł sprawdzić co się dzieje na jego włościach :)


I kocyk na właścicielu :)


Jeszcze na zakończenie tradycyjne już fotki z blokowania.



Pozdrawiam Was jesiennie :)

niedziela, 20 września 2015

Występy gościnne

Muszę się pochwalić, że zostałam zaproszona do wspólnej zabawy na blogu Scrap-ścinki.


Zajrzyjcie tam koniecznie, można przeczytać kilka słów o mnie i wziąć udział w fajnej zabawie. Jako temat wyzwania zaproponowałam uszycie podkładek ze ścinek. Jako pracę przykładową uszyłam zestaw 4 podkładek pod kubki.


Powstały z resztek pięknego materiału w czarno-białe kwiaty. Tył, to nogawki starych jeansów. W środku ocieplina dla lepszych właściwości izolacyjnych.


Każda podkładka ma trochę inny wzorek.


To była szybka i przyjemna robótka. Mam nadzieję, że zainspiruję Was do ciekawych prac ze ścinek!

czwartek, 17 września 2015

Mini kardigan

Na internetach królują ostatnio dzianinowe kardigany. Sama mam problem z nazwaniem takiego wyrobu kardiganem, bo kardigan, to dla mnie rozpinany sweter, a tu przecież jest materiał. Z drugiej strony, to nie jest też bluzka, ani żadna narzutka. Tak więc, niech będzie to kardigan :)


Kardigan powstał w wersji mini, czyli dla Uli. Bazowałam na wykroju sweterka z burdy 08/2015, ale zupełnie zmieniłam linie dołu i przodów i zrezygnowałam z kieszeni.


Długość kardiganu limitowała mi ilość materiału, bo to jak zwykle resztka dzianiny w ważki, koszt - szalone 4 zł :) Tak, to ja lubię szyć :)


Wszystkie brzegi zostawiłam surowe, dół się od razu zrolował i trochę stracił na owalnym kształcie.


Jest to chyba pierwszy mój uszytek, który podoba mi się bez zastrzeżeń :) Po raz pierwszy udało mi się idealnie trafić z rozmiarem. Wszystko leży jak ulał i Ula fajnie w nim wygląda :)


Ula w dzień zdjęć szła na urodziny kolegi, więc od razu wypróbowałam kilka stylizacji :)


Młoda zdecydowanie wybrała wariant z tiulową spódniczką. Chociaż w ferworze zabawy i tak ją zdjęła, bo jej przeszkadzała :)


Nie ma co, rośnie mi mała modelka! Normalnie nie mogłam jej ściągnąć z tego pieńka, kręciła się w kółko i pozowała :)


I jeszcze mój osobisty numer jeden!


U Was też dzisiaj było tak ciepło?!

wtorek, 15 września 2015

Recenzja maszyny Brother NV20

Kto śledzi mój profil na FB wie, że pod koniec czerwca wymieniłam mojego antycznego Łucznika na nową, jak dla mnie kosmiczną maszynę Brother NV20. To był prawdziwy szok technologiczny! Z dwóch podstawowych ściegów przeskoczyłam na 40, w tym pięć rodzai automatycznie obszywanych dziurek na guziki. Przycisk start/stop, nawlekacz igły, elektroniczna regulacja długości i szerokości ściegu itd. Mogłabym tak dalej wymieniać wszystkie funkcje maszyny, ale to znajdziecie na stronie dystrybutora. Ja się skupię na tym, co mnie zachwyciło, co było nowością w porównaniu z moją starą maszyną. Tak więc jest to bardzo subiektywna recenzja, jak na osobę, która przesiadła się z malucha do mercedesa przystało :)


Na początku byłam tak onieśmielona, że bałam się włączyć maszynę, żeby czegoś nie popsuć :)

sobota, 12 września 2015

Lisie czapki na jesień

Chciałam uszyć Bartkowi cienką czapkę, pasującą do żółtych spodenek. Taa, jak zwykle rozmiar wyszedł pasujący na Ulę i Bartkowi musiałam uszyć drugą czapkę. W efekcie dzieciaki mają teraz bliźniacze czapki :)



Skorzystałam z tego tutorialu, jednakże miałam spore problemy z uzyskaniem odpowiedniego rozmiaru. W zamyśle to chyba miały być smerfne czapki, ale wtedy uszka były zupełnie niewidoczne i oklapnięte. Musiałam więc sporo podłożyć - jakoś takie zupełne zwisy czapkowe do mnie nie przemawiają.


Dla odróżnienia Bartek ma naszytego jednego liska, Ula dwa.


 Jednemu dziecku ciężko zrobić zdjęcie, ale dwóm na raz to praktycznie niemożliwe :)


Pozdrawiam Was jesiennie :)

poniedziałek, 7 września 2015

Dwa festyny w jedną sobotę :)

Sobotę mieliśmy bardzo pracowitą, bo zaliczyliśmy aż dwa festyny :) Na jednym mogłam sobie publicznie poszydełkować - pierwszy raz miałam okazję wypróbować jak się dzierga z Bobbinów (chyba, bo gapa się nie spytałam, co to dokładnie jest :()


Zabrakło dużych szydełek i dostałam takie 5mm, ale byłam twarda i dałam radę takim też coś wydziergać. Powstał na szybko koszyczek, w jedynym słusznym (turkusowym) kolorze. Machałam szydełkiem w ekspresowym tempie, bo świadomość, że dzieciakom może się szybko znudzić i będzie się trzeba zwijać bardzo mnie stresowała :)


Tu widać mega motki w pełnej krasie. Dopiero teraz poszukałam w necie zdjęć Bobbinów i Hooked Zpagetti i na zdjęciach motki są dużo mniejsze i nie tak równo nawinięte. Dlatego też zaczęłam się zastawiać, z czego ja właściwie dziergałam? Ktoś ma pojęcie? Bo chętnie bym coś takiego nabyła. "Nitka" była równej grubości, a słyszałam, że w Bobbinach to różnie z tym bywa. No i ilość nitki w takim motku też była duuuużo większa.


Nawet Ula, jak się znudziła malowaniem domków, to przyszła spróbować szydełkowania :) Będzie trzeba ja w końcu nauczyć!


Drugi festyn był natomiast z innej bajki, mianowicie tej o leśniczych :) Razem z Ulą nauczyłyśmy się sadzić drzewa...


... i piłować gałęzie :)


Własnoręcznie upiłowany plaster brzozy zabrałyśmy do domu i teraz będzie służył za podstawek pod kubek z kawą :) (widać go na pierwszym zdjęciu).

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...