wtorek, 31 lipca 2012

Miętowy kocyk wózkowy

Pojawiły się upały i zapotrzebowanie na cieniutki, zwiewny kocyk, do osłony przed wiatrem i słońcem. W trakcie robótki pogoda zdechła i już myślałam, że kocyk będzie do niczego, ale się poprawiła i kocyk się przydał :)


Kocyk jest nieduży: 68x47cm, taki w sam raz do wózka. Robiony z włóczki na oko bawełnianej, z zapasów po przodkach. Druty 4mm - celowo większe, żeby kocyk miał luźny splot. Nie wiedziałam jak ta włóczka zareaguje na blokowanie, ale bardzo ładnie się rozciągnęła.


Wzór to własna kombinacja - zależało mi, żeby prawa i lewa strona wyglądały tak samo, bo Młoda intensywnie macha nogami i kocyk fruwa :)


Obwódka zrobiona na szydełku. Zużyłam praktycznie całą wełnę do końca - zostało dosłownie parę centymetrów.


Kocyk wyszedł bardzo mięciutki i leciutki, waży tyle co nic. Idealny na lato :) A kolor miętowy współgra z czerwonym wózkiem :) Przynajmniej nie jest mdło różowo!

Uwaga! Widzowie o słabych nerwach proszeni są o zamknięcie przeglądarki i nie zaglądanie na poniższy tuzin fotek kocyka w użyciu :) Będzie słodko i kochaniutko!!!





No dobra, ograniczyłam się do czterech fotek, żeby Was nie zanudzić :) Zdjęcia robiła siostra. Wielkie dzięki!

sobota, 28 lipca 2012

Kręcimy lody

Nie mogąc jeść mleka oblizywałam się tylko na widok lodów wszelakich. Przy okazji kwiatów czarnego bzu trafiłam na blog Pinkcake, a tam znalazłam różne przepisy na domowe lody bez użycia mleka i jaj.
I zupełnym przypadkiem siostra przywiozła od ciotki starą maszynkę do robienia lodów. Ciotka kupiła ją z 10 lub 15 lat temu, użyła raz i odstawiła do szafy. Maszyna wymagała gruntownego czyszczenia, ale jest zupełnie sprawna. Mój M. wyszukał w necie instrukcję użytkowania i co wieczór kręcimy lody :)


Na pierwszy ogień poszły lody bananowe. Lekko je zmodyfikowałam i dodałam dwie łyżeczki karobu - mojego najnowszego odkrycia (kakao na razie wolę nie próbować). Wyszły bardzo dobre, może trochę mączyste od banana. Konsystencja była dość rzadka - raczej kulki by się z nich nie dało uformować, ale tak właściwie to nie przeszkadza.


Następnego wieczoru zrobiłam sorbet malinowo- melonowy, bez żadnych dodatków. Pyszny. Część trafiła do zamrażalnika, bo jednak dużo takiej zmarźliny się nie da zjeść na raz. Szkoda, że takie domowe lody mrożą się na kość, bo nie jest potem łatwo je zjeść.


Kolejny wieczór był pod wezwaniem lodów mlecznych wzbogaconych jagodami. O rany, to było pyszne!!! Zdjęcie zrobiłam dopiero następnego dnia, po wyjęciu pozostałości z zamrażalnika, bo wcześniej nie zdążyłam - tak szybko je zjedliśmy :) Lody zrobiłam na mleku owsianym - na zrobienie którego, znalazłam przepis również u Pinkcake.


Wczorajszego wieczoru poprzestałam na koktajlu owocowym, bo od tych lodów rozbolało mnie gardło :)

Dzisiaj upał tak nam dopiekł, że ukręciłam lody kasztanoweSpecjalnie wysłałam M. do Almy po słoik kremu kasztanowego :) Od siebie dodałam trzy czubate łyżeczki popingu z amarantusa - kolejnego spożywczego odkrycia. Niestety przy 30 stopniach wieczorem lody zaczęły się roztapiać zanim poszłam po aparat :( Ale i tak były przepyszne. Co jedne to smakują coraz lepiej. Może już się uzależniłam? Dodatkowym plusem tego nałogu, jest fakt, iż monotonne brzęczenie maszyny do lodów momentalnie usypia Młodą Skrzetuską :)


A w kolejce czekają już lody kawowe. Niestety na moją propozycję zrobienia lodów szpinakowych M. postukał się tylko wymownie w czoło...

piątek, 27 lipca 2012

Balkonowe chaszcze

Jako jedni z nielicznych mamy zielono na balkonie. I to zielono na maksa :) Poza zwykłymi kwiatkami doniczkowymi typu fuksja, pelargonie czy iglaczki hoduję ziółka - miętę, szałwię, lawendę (hmm, czy to się kwalifikuje do ziółek?). Ale największe chaszcze stworzyły pomidory koktajlowe sztuk dwa! Zupełnie stłamsiły trawy ozdobne :(


Sięgają mi już prawie do ramion i wcale nie chcą przestać rosnąć! Jest to odmiana, której owoce są fioletowe, ale jak na razie nie chcą wyjść z fazy zielonej :)


Pusta bambusowa kratka miała podpierać klematis, który zdechł zaraz po posadzeniu. Z lenistwa go nie wyrwałam. Po dwóch tygodniach kupiłam wiciokrzew, żeby go zastąpić. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu klematis zmartwychwstał! Wypuścił znów pączki. Na razie jest malutki, ale dzielnie rośnie. Za to wiciokrzew poszedł do ogrodu i tam dzielnie oplata panel przy ogrodzeniu.
Jeszcze w celach dokumentacyjnych reszta roślinnego towarzystwa balkonowego:


Z fuksji i pelargonii jestem szczególnie dumna, bo zimowały na klatce schodowej i nie dawałam im zbyt wielkich szans na przetrwanie :) Marzę, że kiedyś usiądę sobie na krzesełku o poranku i napiję się kawy... Ale na razie Młoda Skrzetuska budzi się przede mną, a i kawy też nie piję :)


Za wypełnienie doniczek z iglakami służyły śliczne, drobniutkie bratki - jednakże ten upał im nie służy i to chyba koniec ich żywota :( A z iglaków też jestem dumna, bo przetrwały zimę, bez żadnych zabezpieczeń i ociepleń.
Za jakiś czas się pochwalę naszymi dokonaniami ogrodniczymi...

wtorek, 24 lipca 2012

Jeżołapka

Tak mnie coś naszło i uszyłam Młodej Skrzetuskiej zabawkę Jeżołapkę. Łatwo ją złapać w łapkę, a drugą gmerać w wystających wstążeczkach. Można też złapać ją w obie łapki i pomiziać się po buźce milutkim polarkiem. Albo też zgnieść ją w obu łapkach i próbować wepchnąć ją sobie do ust (całą, bo wypustki są cienkie i się wyślizgują z buźki, ku wielkiemu rozczarowaniu :)


Druga strona się różni materiałem i kształtem polarkowej aplikacji. Zabawka jest całkowicie z recyklingu - kwadraty materiału to pozostałości po szyciu materiałowego pojemnika (przezornie ich nie wyrzuciłam :), polarek to ucięty kawałek rękawa ze starego polaru mamy. Wstążeczki wszelakie gromadzę od dawna. Sporo ich pochodzi z wieszaczków odcinanych od bluzek i swetrów - nie cierpię ich i od razu po zakupie odcinam.


W planach mam uszycie kolejnych wersji jeżołapek. Może dojdę do ładu z maszyną, bo coś mi ściąga materiał i nie da się przyszyć prosto, plącze nitkę i nie zawsze równomiernie szyje zygzaki, eh...

niedziela, 22 lipca 2012

Gdynia moje miasto!

No po prostu uważam, że Gdynia to najfajniejsze miasto w Polsce! Dzisiaj wybraliśmy się z Młodą Skrzetuską polansować się na Bulwar. Byłam mile zaskoczona tym, jak fajnie pomalowano kawałek falochronu (szkoda, że tylko kawałek :)





Pojawiły się też fajne biało-niebieskie "elementy" do zabawy:


Przekręcane bloczki, z których można ułożyć obrazek oraz ludzki tetris - trzeba się przeciskać przez otwory  przyjmując ciekawe pozy:


I jeszcze się pochwalę niedzielnym śniadankiem matki karmiącej:


Placuszki na mleku ryżowym i jajkach przepiórczych z płatkami gryczanymi, polane sosem malinowo-bananowym z rodzynkami bez konserwującej siarki. Mhmmm, pychotka. Szkoda, że się szybko skończyły...

wtorek, 17 lipca 2012

Syropomania trwa

Kolejne słoiczki z syropem zostały zakręcone i wstawione do piwnicy. Tym razem jest to eksperymentalny syrop herbaciany. Przepis pochodzi z książki o przyprawach, z tej samej, co przepis na syrop z kwiatów z czarnego bzu na winie.


I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że nabyłam beznadziejną herbatę marki Tetley. Potrzebny mi był Earl Grey, a akurat żadnego w domu nie miałam. Więc skusiłam się na herbatę z dopiskiem Intensiv. Taa, w pudełku to może nawet i pachniała, ale zaparzona to nie miała ani smaku, ani zapachu. Totalna porażka. Zaparzyłam zamiast 4 łyżek pół paczki, a i tak nic to nie dało. No cóż, syrop herbaciany smakuje miętą i imbirem, ale nie herbatą :)
W planach mam jeszcze jeden syrop, ale nie wiem czy czasu starczy. Na razie powstał dżem jagodowy do kolekcji zimowej :)

środa, 11 lipca 2012

Budyniowy chustopotwór

Moja pierwsza w życiu chusta została ukończona! Zajęło mi to dużo czasu, bo jeden rządek robiłam na kilka podejść. Chustę robiłam według szkółki Jóśki na Craftladies. Z efektu jestem bardzo zadowolona, jedynie te ząbki jakoś nie bardzo mi przypadły do gustu.


Dlaczego chustopotwór? Bo przed blokowaniem chusta miała rozmiar średni. Nie miałam pojęcia, że po blokowaniu tak potwornie się rozciągnie! Ale w sumie dało to fajny efekt. Jestem tym tylko zaskoczona - dość pozytywnie. Do blokowania przydały się puzzle piankowe kupione z duuuużym wyprzedzeniem dla Młodej Skrzetuskiej. Jak widać są to nawet dwa różne zestawy i tyko szkoda, że ząbki do siebie nie pasują i nie można ich połączyć.


Dlaczego budyniowy? Bo tak był określony kolor wełny, jak ją zamawiałam. Uważam, że opis jest zupełnie nieadekwatny, bo mi się budyniowy kojarzy z ecru, a to jest po prostu jasny żółty. Byłam dość rozczarowana, jak przyszła przesyłka, ale już się przyzwyczaiłam.


Druty 3,5 mm (to te, które niestety się połamały przy kolejnej robótce :(
Wełna to Merinos Fine 76. Myślałam, że jeden motek mi wystarczy, ale skończył się na chwilkę przed ostatnim schematem. Już miałam wizję zamawiania kolejnego motka, ale przypomniałam sobie o starym swetrze kaszmirowym, który jakiś czas temu cierpliwie sprułam. Zupełnym przypadkiem, kolory okazały się niemal identyczne, no może o ton ciemniejszy.


Włóczka kaszmirowa jest podobnej grubości, ale troszkę bardziej kudłata, co w sumie dało ciekawy efekt. Wygląda, jakby to było celowe wykończenie. Jedynie zakończenie robótki trochę mi nie wyszło. Robiłam je zgodnie z instrukcjami ze szkółki, czyli szydełkiem dwa oczka pomiędzy półsłupkami. Nie wiem, czy użyłam za dużego szydełka, ale wyszło zbyt luźno i sprawia wrażenie, że ząbki nie są naciągnięte.


Obiecałam sobie, że to pierwsza i ostatnia moja chusta, bo tak to była żmudna robota, ale w niedawno odziedziczonej po przodkach wełnie (o tym napiszę kiedy indziej) jest wielki motek delikatnego i cieniutkiego, lekko włochatego białego czegoś. Niestety nie ma metki, więc nie wiem jaki ma skład. Jest tam jeszcze kilka fajnych włóczek, na które mam pomysł, więc mam zapewniony front robót na jeszcze całkiem długi czas. A niby jest lato i nie powinno mi się chcieć robić na drutach. Taaa...


I na zakończenie jeszcze jedna fotka z bliska:



piątek, 6 lipca 2012

Gdzie to lato???

Ech, pogoda nas tu nad morzem nie rozpieszcza. Dochodzę do wniosku, że lato to już chyba było. Jak się trafi jeden cieplejszy dzień, to potem przychodzą burze i się robi zimno. Młoda Skrzetuska ma w zwyczaju spać tylko w wózku i to poruszającym się dość intensywnie do przodu - nie da się oszukać i bujanie w miejscu nie działa :( Dlatego jak cały dzień leje to robi się marudna i zmęczona, a ja już wtedy nie mam zupełnie chwili spokoju.
Tak na pocieszenie i złapanie trochę słońca do słoików zrobiłam dżemy truskawkowe. Przez alergię młodej w tym roku na truskawki mogę sobie tylko popatrzeć :(
Pierwsza partia jest czysto truskawkowa:


Natomiast druga to truskawka z rabarbarem z dodatkiem likieru pomarańczowego według przepisu Bei:


Polizałam łyżkę (no po prostu nie mogłam się oprzeć!) i głównie czuć rabarbar, więc chyba szkoda marnować likier :) Oczywiście słoików wyszło więcej, niż tylko te kilka widocznych na zdjęciu :)

Trochę zgłodniałam, więc idę zrobić kaszkę manną na mleku ryżowym z dodatkiem świeżych malin. Pychotka...

wtorek, 3 lipca 2012

Złamał mi się drut!!! :(

Tragedia się stała! Robię sobie radośnie na drutach, a tu słyszę trach i nagle mam w dłoni dwie połówki :( Czarna rozpacz po prostu. Jestem w połowie sweterka dla Młodej Skrzetuskiej a tu taki pech. I co teraz???


Druty kupiłam na Wielkanoc i dopiero zrobiłam na nich jedną robótkę. A przy kupnie się zastanawiałam, czy nie lepiej wybrać metalowe, bo przecież plastik łatwo się łamie, no ale cena zadecydowała. Ech, chytry dwa razy traci :(

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...