piątek, 31 stycznia 2014

Turkusowe cuda

Kolejna lekcja sutaszu już za mną - tym razem wyszły mi kolczyki, w których się po prostu zakochałam! Mogłabym je nosić codziennie :D


Obszyłam kryształki Rivoli Swarovskiego, do tego perełki Swarovskiego, dyndadełka to też Swarovski - jedynie najmniejsze, turkusowe koraliki to Toho 11/0. Całość zawisła na srebrnych biglach angielskich. Kupione kilka lat temu, przy okazji robienia biżu ślubnego. Tak sobie leżały, aż całe szczerniały. Próbowałam im przywrócić srebrny kolor, ale bez specjalnej pasty nie do końca mi się to udało. W sumie, to nawet taki kolor ładnie się zgrał z szarymi perełkami.


Niezłym wyzwaniem było symetryczne uszycie drugiego kolczyka :D


Niestety dopiero po zakończeniu sesji zdjęciowej i pochowaniu całego sprzętu zorientowałam się, że w sumie, to nie mam żadnego zdjęcia pokazującego całe kolczyki od przodu. Już mi się nie chciało na nowo rozkładać całego majdanu, więc cyknęłam fotkę korzystając tylko z zimowego, dziennego światła, więc wybaczcie ciemne zdjęcie. Za dnia się jednak ciężko foty robi, bo Młoda nie śpi i aktywnie bierze udział w sesji, zagarniając fotografowane obiekty dla siebie:


A nas wszystkich dorwał jakiś paskudny wirus i kapie nam z nosów. Najpierw Młoda się rozchorowała, a teraz przeszło na nas :(

piątek, 24 stycznia 2014

Domowa czapka królika

Młoda ma ostatnio fazę na zakładanie czapek w domu. Obojętnie, czy to jej własna czapka, czy moja, wszystko co dorwie, to musi założyć. Czasem jest to gruba futrzana czapa, a ja nie mogę patrzeć, jak pewnie jej się mózg przegrzewa :) No to uszyłam dresowego króliczka:


Czapa to pełny recykling starej bluzki, plus Nitkowe resztki. Pomysł na uszatą czapkę to luźna interpretacja zdjęcia wypatrzonego u Headsofcolours.


Uszy są długaśne - w sam raz do ciągania :) W moim wyobrażeniu króliczki mają trójkątne noski, ale tu mi wygląda to bardziej na ptaszka z długimi uszami :) No cóż, rzeźbiarz był by ze mnie słaby.


I czapka na właścicielce:



A tu Młoda w innych czapach - nie wszystkie modele są uwiecznione na fotkach - tu tylko niewielka próbka nadająca się do publikacji :D


P.S. Jak tylko uszyłam czapkę domową to Młoda straciła zainteresowanie zakładaniem czapek - teraz przerzuciła się na zakładanie rękawiczek :D Ale na pewno nie będę żadnych szyła!!!

czwartek, 23 stycznia 2014

Sutaszowe postępy

Po pierwszych niepewnych krokach w sutaszowej szkółce Ka.ma.mi, na kolejnych lekcjach powstały bardziej złożone kolczyki.


Użyłam płaskich pastylek naturalnego sardonyksu, kulek białego korala, do tego Fire Polish, a obszyłam Toho 11/0. Uff, jest co wymieniać :)


Tym razem nauczona na błędach użyłam innego kleju do podklejenia końcówek i już całość nie wyszła tak pancerna - nadają się do noszenia :)
Jestem z nich całkiem zadowolona, chociaż kolory trochę nie moje :)

I jak raz kolor tych kolczyków idealnie się wpisuje w najnowsze wyzwanie na Pomorskie Craftuje!

wtorek, 21 stycznia 2014

Razem-robione ananasy

Jak już zapewne pisałam uwielbiam lekcje robótek u Intensywnie Kreatywnej. Wszystko jest wytłumaczone krok po kroku i do tego sfilmowane. Instrukcja wykonania ananasowej chusty pojawiła się już we wrześniu i od razu wiedziałam, że na pewno kiedyś się za nią zabiorę. Odpowiednią wełenkę sprezentował mi mój M. - pokazywałam ją tutaj. Jakoś w listopadzie nabrałam pierwsze oczka, ale szło mi dość mozolnie - na początku schemat wydaje się dość skomplikowany i trzeba trochę czasu, żeby się go nauczyć. Potem były przygotowania do Świąt, inne robótki i chusta sobie cierpiwie czekała. Ale sobie obiecałam, że w przerwie świątecznej się do niej w końcu zabiorę :)


Rodzina się ze mnie śmiała, gdy przy świątecznym stole mozolnie wrabiałam koraliki. Trochę mało je widać, jak na taki ogrom pracy z nimi związanej. Wzięłam Toho 8/00, bo akurat mi kolor pasował, ale chyba są zbyt małe. Nawet wyszperałam w mamy zapasach przyrząd do repasacji pończoch - który się ponoć świetnie sprawdza do nawlekania koralików - niestety dla Toho był zbyt duży :( Próby przygięcia haczyka skończyły się jego złamaniem - i w sumie dobrze, bo dopiero wtedy udało się go wsadzić w dziurkę koralika.
Na poniższym zdjęciu, jak się dobrze przyjrzycie, to da się zauważyć kilka koralików :)


Trochę mi nie wyszedł kształ - miał być rogal, a jest bardziej długaśny szal. Zostało mi jeszcze prawie pół kłębka wełny, więc chyba spróbuję jeszcze trochę dorobić, bo i tak, jak na moje potrzeby chusta wyszła zbyt wąska. Lubię mieć dużo omotane wokół szyi, a teraz to wygląda bardziej jak naszyjnik :)

Poniżej zdjęcie całości - musiałam zrobić zdjęcie panoramiczne, bo inaczej mi się cała chusta nijak nie chciała w kadrze zmieścić :)


Z blokowaniem miałam ogromny problem - u mnie nie było wystarczająco dużo wolnej podłogi, a poza tym nie chcę myśleć, co by było, gdyby Młoda wparowała w te miliony szpilek... Tak więc chusta została wyniesiona do siostry :)


Powiem tylko nieskromnie, że chusta idealnie prezentuje się z moimi najnowszymi sutaszowymi kolczykami, które pewnie niebawem pokażę...

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Lariat

W grudniu mieliśmy świąteczną imprezę firmową. Taaa, trzeba było kupić kieckę i wybrać dodatki. Znów ból głowy - w co ja mam się ubrać??!!! W ramach kontestacji kiecek w wydaniu sylwestrowo-weselnym (bleh) postanowiłam, że pójdę w spodniach i eleganckiej bluzce. Ale jak to wżyciu bywa, trafiłam na całkiem fajną kieckę, uniwersalną w kroju i kolorze (cała czarna! :). No wię powstał problem dodatków. Kiecka mało wydekoltowana, więc odpadały wszystkie naszyjniki i łańcuszki. W dodatku tą czerń trzeba było czymś ożywić. Przypomniałam sobie lariat Yennene i gorąco zapragnęłam mieć podobny. Tydzień gorączkowej pracy po nocach, wykańczanie przed samym wyjściem na imprezę i jest! Udało się :)


Dziergany z Toho 11/0, na 6 koralików w rzędzie. Musiałam nawlec ponad sześć i pół metra koralików - zajęło mi to całe trzy wieczory :)



Wyszedł długi na prawie metr trzydzieści, bez dyndadeł. Nawlekany na oko, więc nie wszystkie przejścia kolorystyczne mnie satysfakcjonują, ale generalnie wyszło fajnie.
Taki ogrom dziergania dał mi trochę do wiwatu, więc musiałam zrobić sobie dłuższą przerwę od bransoletek - przerzuciłam się więc na druty i maszynę :D

czwartek, 16 stycznia 2014

Zakapturzona sowa

Eh, jak te dzieci szybko rosną... hi hi. No rośnie Młoda jak na drożdżach, powyrastała już ze wszystkich dziecięcych ręczników do kąpieli, a tu człowiek się przyzwyczaił do kaptura i nijak ją wycierać zwykłym ręcznikiem nie pasuje. Szukałam w sklepach, ale wszędzie tylko małe rozmiary, albo jak większe to jakieś pelerynki zakładane przez głowę. Jak tego się w ogóle używa???
No i tak się męczyliśmy z kusymi ręczniczkami, aż tu trafiłam na takiego tutka. Bingo! W te pędy poleciałam do Ikei zakupić stosowne ręczniki - oczywiście, jak na złość niebieskiech akurat nie mieli, grrr. Kupiłam więc fioletowe i zielone, nawet uprałam, bo z doświadczenia wiem, że ikeowe ręczniki lubią na początku puszczać kolor, odłożyłam potem do szafy i tak sobie leżały i nabierały mocy urzędowej :) Przy każdym kąpaniu Młodej się zarzekałam, że już na pewno, niedługo uszyję większe ręczniki, no i nic się nie działo. W końcu się zebrałam w sobie i jeden uszyłam (drugi nadal leży w szafie :)


Czy Wy widzicie na kapturze sowę? Jak nie, to trudno - najważniejsze, że Młoda rozpoznała od razu swoją Mimi :D Bo Mimi to jej ukochana maskotka samochodowa (tak, Młoda ma swoich ulubieńców do zadań specjalnych! :)


Uszy i dziób są lekko wypchane, żeby elegancko sterczały. Darowałam sobie lamówkę, bo na razie lamowania nie ogarniam, wykorzystałam tylko fabryczny brzeg ręcznika. Z tyłu zostawiłam nawet oryginalny wieszaczek. Jedynie żałuję, że aplikacji nie podkleiłam fizeliną, tak jak sugerowano w tutorialu, bo może wtedy by się tak nie pofałdowały. Ale szyjąc z Młodą na kolanach ciężko jest jednocześnie machać żelazkiem :) a przerw w szyciu Młoda nie toleruje :D Już i tak irytuje ją konieczność wcześniejszego wykrojenia elementów, bo według niej powinnam od razu siadać do maszyny i szyć!


I tak, jak zawsze Młodej się nie dało wyciągnąć spod prysznica, to teraz, jak widzi ręcznik z Mimi, to sama wyskakuje z kabiny! :)
Większość materiałów użytych do aplikacji pochodzi jeszcze z nitkowych resztek. Zielony ręcznik na pewno stanie się żabą, muszę tylko opracować szczegóły koncepcji :D

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pompony

Miałam bardzo pracowity grudzień :) Aż tak pracowity, że nadal mam jeszcze nie pokazywane wytwory! Jednym z nich, a właściwie jednymi :) są tiulowe pompony, które zawisły nad łóżkiem Młodej Skrzetuskiej.


Są niewielkie, bo na tyle tylko starczyło mi tiulu. W sumie, to bardziej chciałam przetestować, jak się je robi :) Pewnie jeszcze kiedyś powstanie wersja większa i bardziej nabita :)


A przerwę świąteczną spędziliśmy bardzo pracowcie - na przemeblowaniu pokoju Młodej. Teraz ma już swoje "dorosłe" łóżko i nowe regały na zabawki (i tak zabawki rozłażą się po całym mieszkaniu :). Jak już cały pokój będzie skończony, to na pewno pokażę fotki...

środa, 8 stycznia 2014

Czerwona i niebieskie

I jeszcze trochę zaległości zeszłorocznych. Tym razem bransoletki.
Pierwsza to cieniutki niebieski melanż z misiową zawieszką. Powstała z resztki mieszanki po tej bransoletce.



A z nietrafionego zamówienia (miał być granat a w przesyłce znalazłam coś lekko balansującego między błękitem a fioletem) powstała taka:


Ostatnia pasiasta jest z opalizującego czerwono-pomarańczowego z szarawym paskiem. Hmm, mam coraz większą trudność z nazywaniem kolorów :)



W zeszłym roku powstał też mój pierwszy lariat, ale jeszcze nie doczekał się obfotografowania...

wtorek, 7 stycznia 2014

Co dziś zjesz? - Jajo!

Młoda Skrzetuska coraz więcej gada, ale jej ulubionym słowem (to jest dobra odpowiedź na wszystko, jak w grze pomidor) jest jajo! Jajo lubi jeść na śniadanie i jajo lubi usmażyć na swojej patelni. No to zamiast wyimaginowanego jaja, mama uszyła jej czym prędzej jej własne.


 Jajo jest z filcu, wypchane lekko, żeby nie było zbyt plaskate. Żółtko, z braku gotowego filcu wyigłowałam sama - nawet się specjalnie przy tym nie pokłułam :)


Zakupione jeszcze w listopadzie garnki, trzeba było na czymś ustawiać do gotowania, więc pomysłowi rodzice zrobili na szybko kuchenkę home-made :) Karton po garnkach został oklejony wydrukiem palników kuchenki elektrycznej. Młoda jest wniebowzięta, bo wygląda to jak w realu, a nie tam różowy plastik-fantastik! (Dostała później kuchenkę zabawkową, ale zupełnie ją olała :) Młoda nawet dotyka włącznika i mówi klik, co by było zupełnie, jak w kuchni u mamy.

A już z inspiracji od Addicted to Crafts powstał filcowy makaron.


Teraz jest też co do garnka wrzucić i zamieszać :) Młodej zdarza się np. ugotować zupę jajeczno-makaronową :) Ma też inne filcowe warzywka (tym razem gotowe z Ikei), ale i tak jajo zwycięża!



No to smacznego jajka :)

sobota, 4 stycznia 2014

Żonkile na łące

Nie ma to jak ujawniać wytwory jeszcze z października! :) Ale co tam. Bransoletki wydziergałam faktycznie podczas urlopu w Turcji, ale wykończenia doczekały się dopiero w grudniu (to ten ciągły brak pasujących końcówek...)


Pierwsza jest w kolorze transparentnego z lekka zielonego z rozrzuconymi tu i ówdzie plamkami koloru żonkilowego (to nie ja, to tak się nazywały te koraliki :)


A druga jest całkowicie żonkilowa.


Można je nosić oddzielnie, albo jako komplet.


Obie są wolne...

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...