piątek, 28 stycznia 2011

Żółte szaleństwo

I oto ona! Długo wyczekiwana, dopieszczana torebka ukulana na sobotnim spotkaniu. Robiona na zasadzie - mam różne pomysły do wypróbowania, więc czemu nie - wszystko przetestuję na jednej torebce za jednym zamachem :) Jak wyszło oceńcie sami!


Prawie wszystko tutaj robiłam pierwszy raz: pierwszy raz ukulałam tak długiego i grubego dreda, pierwszy raz wfilcowałam kamień, pierwszy raz robiłam warstwowe dziury. Przetestowałam też różne materiały - jedwab do malowania, nici jedwabne z Maroka (słabo się wfilcowywują), wełnę z Maroka (bardzo dobrze się wfilcowała) i różne dodatki otrzymane od pozostałych kobitek filcujących. Rewelacyjne są te zielone kuleczki, ale zupełnie zapomniałam z jakiego sklepu pochodzą :(


Zapina się na magnez. Wewnątrz wszyłam podszewkę.


Z tyłu jest delikatnie pocieniowana, tak dla przełamania jajecznej całości :)

A na koniec sypnęłam garścią moich ostatnio ulubionych koralików. I jak się podoba całość?

czwartek, 20 stycznia 2011

Sesja - swetr na metr

Swetr na metr wreszcie doczekał się sesji zdjęciowej z prawdziwego zdarzenia! Wpadła do mnie siostra ze swoim sprzętem i podziałałyśmy :) A oto efekty:


Swetr to właściwie za dużo powiedziane - jest to luźna kamizelka, do narzucenia na ramiona w chłodny wieczór. Samo robienie na drutach było proste - długaśna wstęga. Dopiero zszycie go, to już był tor z przeszkodami. Ale udało się chyba całkiem nieźle :)


Na zdjęcia załapał się też wyłysiały bonsai - niestety nie spodobało mu się u nas i zrzucił wszystkie liście. Mam cichą nadzieję, że na wiosnę wypuści nowe, ale pewnie nic z tego :(


Idąc za ciosem zrobiłyśmy też zdjęcia smerfnej czapie :) Tak, tak, wszyscy teraz w takich chodzą, więc zrobiłam sobie też taką. Wyszła troche za luźna, więc pewnie będę musiała zrobić drugą ciaśniejszą.


Nieciekawie czułam się w roli modelki - zdecydowanie wolę stać po drugiej stronie aparatu :) A kto chce zajrzeć na bloga siostru to zapraszam tu.

czwartek, 13 stycznia 2011

Z pamiętnika rybaka

Efektem sobotniego spotkania filcowniczego są te oto mitenki. Pierwsze w moim dorobku. Dotychczas korzystałam jedynie z czesanki hiszpańskiej - wiadomo - tańsza :) Ale jest ona sztywniejsza, grubsza i przede wszystkim dość gryząca. Dzięki uprzejmości Małgosi mogłam ukulać te mitenki z mięciusieńkiej czesanki australijskiej. Daje ona filc cieniutki i milutki. Aż przyjemnie je nosić! Już chodzi mi po głowie zakup nowej wełenki :)


Kolory i dekoracje jakoś tak kojarzą mi się morsko :) Dla wzmocnienia efektu dodałam kilka srebrnych koralików - są niczym błysk morskich fal w pełnym słońcu... Ach, tęsknię do lata :)


Dzięki uprzejmości Plastusi mogłam wypróbować jak się filcuje dekoracje z silk laps, loków i wałeczków czesankowych. Podziękowania również dla Ani za pomoc przy wycięciu formy mitenek.
Stwierdzam, że takie wspólne filcowanie to wspaniała wymiana doświadczeń i możliwość nauki nowych rzeczy. Dzięki niemu mam teraz głowę pełną nowych pomysłów na kolejne wytwory i mnóstwo zapału! Do dzieła!!!

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Super-sobota

To była najlepsza sobota od dawna! W ostatniej chwili dowiedziałam się o spotkaniu trójmiejskich filcomaniaczek, które umówiły się na wspólne filcowanie płaszczy. Udało mi się dołączyć do nich chociaż na jeden dzień. I tak poznałam Jolę, Anię i dwie Małgosie (jedna przyjechała aż z Wrocławia!). Był to cudowny dzień, w przemiłym towarzystwie, które zmobilizowało mnie do kulania przez prawie 11 godzin! Chociaż nie podjęłam wyzwania i nie zdecydowałam się ukulać płaszcza, to zyskałam jednak mnóstwo wiedzy i nowych doświadczeń. Miałam okazję na żywo pomacać cudownie mięciutką australijską wełenkę, różne dodatki w postaci jedwabiów, kulek, loków i innych. Doświadczenie bezcenne :)
Ale dość już zachwytów, sami zobaczcie zdjęcia drużyny filcującej przy pracy:



 Więcej zdjęć do zobaczenia na blogu Plastusi.

A to już moje dzieło - torebka w fazie wstępnej :). Ukulałam jeszcze mitenki - dziękuję bardzo Małgosi za użyczenie mi cudownie mięciutkiej i milutkiej czesanki, bo z hiszpańskiej nigdy bym ich nie założyła - za bardzo gryzą :)
Zdjęcia gotowej torebki i mitenek wkrótce - wymagają jeszcze wykończenia.

środa, 5 stycznia 2011

Uwiłam wianek

Dawno, dawno temu uwiłam wianek. Z gałązek, opleciony kremowymi pasmami trawy jakiejś tam. I tak sobie leżał i leżał, i czekał na zmiłowanie. Nie miałam zupełnie pojęcia co z nim dalej zrobić. Już miałam go nawet wyrzucić bo denerwowało mnie przekładanie go z kąta w kąt. A tu przed świętami ni z tego, ni z owego przyszło natchnienie - ubrać go w białe piórka... Zapał twórczy mnie ogarnął, ręce rwały się do roboty, a tu wianka nie ma. Zginął, przepadł, diabli wzieli. Zaczełam się nawet podejrzewać o skleroze - może go wyrzuciłam w trakcie przeprowadzki? Sprawę uratował M: "Przecież wianek leży na szafie i zawsze spada, jak chcę zdjąć pudło z szafy" powiedział. Uff, błogość na mnie spłyneła i z błyskiem w oku zabrałam się do dzieła. Wianek został ukończony:


W bajce udział wzięły: białe sprężyste drewienka, plastikowy sznur korali ze sklepu indyjskiego, transparentne koraliki wszelakie, drucik srebrny, w roli głównej - białe pióra, w roli drugoplanowej trochę brokatu. Wieczorna pora opowiadania bajki nie służy robieniu zdjęć i nie oddaje w pełni urody wianka.

THE END :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...