środa, 30 października 2013

Zagrodowe cuda

Od dawna oglądam z zachwytem ręcznie farbowane włóczki. Oglądam i sobie wzdycham, bo jednak ceny są dość odstraszające. Do tego rozsądek podpowiada: "patrz babo na te wszystkie kartony w piwnicy z włóczkami po przodkach! Najpierw je przerób, a potem kasę wydawaj!!!". Ale jak zwykle jest jakieś ale :) Te stare wełny to jednak kolory mają dość marne, a i wełna dawniej była zdecydowanie bardziej gryząca! Tak więc, jak tylko nadarzyła się okazja pod postacią rocznicy ślubu, to podsunęłam mojemu M rachunek z Zagrody do zapłaty :D


Oprócz cudnej turkusowej włóczki na chustę dla mnie, dołożyłam jeszcze wełenkę dla Młodej Skrzetuskiej na czapę :) Tatuś nie protestował!
Włóczki są cudnie mięciutkie i mają fantastyczne kolory. Jedynie cena powstrzymała mnie przed dokonaniem większych zakupów, bo jednak prawie 60zł za motek powoduje głośny syk węża w mojej kieszeni!

poniedziałek, 28 października 2013

Tipi, a może pipi :)

Tak, czego to matka nie zrobi dla swojego dziecka? Dziecku się spodobały wszelkiego rodzaju tunele i namioty, to matka w te pędy uszyła tipi :D Plus małe przemeblowanie pokoju, żeby się zmieściło i dziecko przeszczęśliwe - a o to przecież w życiu chodzi!


W użytkowaniu wyszło jednak, że mogłam zrobić je na czterech nogach, bo jest zbyt mało stabilne. Dlatego też w środek został wepchnięty worek sako - całość już się nie gibie, a Młoda zyskała wygodne legowisko:


Tipi drzwi nie ma, bo nie starczyło materiału :) A dlaczego pipi? Bo Młoda tak je nazwała i bardzo ją bawi powtarzanie: ja - tipi, Młoda - pipi :)
I tu głos młodej użytkowniczki - jest zdecydowanie na tak!

Uff :D

środa, 23 października 2013

Uff, co za puf

Żeby sobie uprzyjemnić życie wymyśliłam szydełkowy puf do pokoju Młodej Skrzetuskiej. Głównym celem było zużycie chociaż części bawełnianych (chyba :) włóczek, co mam ich multum z zapasów po przodkach. No i tak sobie radośnie dziergałam od początku sierpnia. Długo to trwało, bo miałam czas tylko podczas jazdy samochodem i na plaży. Później na plażę było za zimno, więc i tempo roboty zmalało. Ale w końcu zobaczyłam koniec na którym można usiąść :)



Puf ma w środku wypelnienie dwojakie. U góry jest część ze zwykłym, miękkim wypełnieniem z poduszek, co by wygodnie się siedziało, a poniżej jest kłębowisko starych włóczek, co to gryzą, albo mają paskudne kolory, więc na pewno bym ich nigdy nie zużyła i tylko by miejsce zajmowały. W praniu się lekko sfilcowały, więc tworzą w miarę zwartą masę. Nadały też siedzisku ciężkości, więc nie jest już taki lekki, jak zwykła poduszka.


Pokrowiec jest od spodu zapinany na guziki, aby łatwo go było zdjąć i uprać, co przy małym dziecku na pewno będzie często miało miejsce :)


W testach konsumenckich wziął udział kotek, bo Młoda nie bardzo chciała współpracować. Zdecydowanie będzie z niej fotograf, a nie modelka :D

niedziela, 20 października 2013

Już w domu!

I już po wakacjach :( Było bardzo fajnie i to mimo tradycyjnej czwartkowej mega burzy.
Podsumowując:
- zrobione korale szt. 1
- zrobione bransoletki szt. 2,5
- zgubione bransoletki - tym razem 0
- zgubione kolczyki szt. 1
- zgubione zabawki szt. 1



I radości z urlopu na pewno nie popsuje nam fakt, że wracając spędziliśmy 9 godzin na lotnisku! Zadziałał efekt motyla- poranna mgła we Wrocławiu spowodowała, że samolot nie doleciał do Turcji na czas :(
Absurdem był widok tablicy na lotnisku w Gdańsku- o godz. 19.54 z dumą obwieszczała, że samolot wylądował o 12.25, eh.



Na pocieszenie dostaliśmy 2 razy bułe z Burger Kinga. Mam dosyć fast foodów na kolejne 5 lat! I chyba najszczęśliwsza była Młoda Skrzetuska, która pierwszy raz w życiu dostała frytki ze swoim ukochanym pupu (dla niedomyślnych to znaczy keczup) :)

środa, 16 października 2013

Sułtan na tureckiej riwierze

Wolny czas sprzyja machaniu szydełkiem, więc zamówiony naszyjnik, do którego się zbierałam przez całe lato, jest już gotowy. Służy obecnie Młodej Skrzetuskiej za zabawkę :)



W domu pozostanie tylko zamontować zapięcie i już. 4 metry nawleczonych koralików przerobione!



Takie piękne widoki sobie podziwiam:



A skąd sułtan? A tu go spotkaliśmy :)

poniedziałek, 14 października 2013

Serdeczny woreczek

W rozpędzie pakowania przed wyjazdem w panice stwierdziłam, że nie mam w co wrzucić koralików i szydełka. Więc w te pędy uszyłam woreczek.


Materiał kupiłam kiedyś w TanimArmanim, jest lekko sztywny i w cud serducha. Leżał sobie i czekał na pomysł.
Już kilka woreczków w życiu uszyłam, ale nadal poszukuję idealnego otworu na sznurek, bo wszystkie z dotychczasowych mnie nie zadawalają.


Woreczek wyszedł świetny, więc na pewno powstanie cała kolekcja przydasiowych woreczków :D

P.S. Ja już sobie leżę na słoneczku i się opalam :) Ale żeby nie było,  że się lenię, to oto dowód,  że dziergam dalej pod palmami:



czwartek, 10 października 2013

Kopertowa kosmetyczka i mini portfelik

Tak to już jakoś jest, że zbliżający się wyjazd wyzwala u mnie potrzebę uszycia rzeczy przydatnych w podróży. I zawsze to szycie ma miejsce na ostatnią chwilę :D (Pamiętacie torbę do wózka szytą w noc wylotu?) Tym razem odczułam wielką potrzebę posiadania małego portfelika na zagraniczną walutę (nienawidzę, jak mi się euro miesza w portfelu ze złotówkami) oraz futerału na paszporty, które na lotnisku permanentnie trzeba wyciągać, okazywać do kontroli, po czym znów chować.


Inspiracją do prostego futerału były kopertowe torebki Maryszy. Po prostu genialne w swojej prostocie! A do tego idealnie nadał się pseudo zamszowy metriał, z którego uszyłam już wcześniej etuj na telefon.


Koperta zyskała więc wypustkę z takiej samej tasiemki, aby razem tworzyły komplet. Zapinana jest na wielki guzior wyszukany w starych zapasach guzików, które zakosiłam mojej mamie :D


Portfelik jest taki w sam raz na monety i złożone na pół banknoty. Dodatkowo doszyłam karabińczyk (czy jak tam się to zwie), żeby można było go łatwo do czegoś doczepić i nie zgubić całej kasy, o co w podróży nietrudno :D Pierwszy raz wszywałam zamek, co uważam za wielki sukces! Zamek też jest z zapasów, bo nie chciało mi się szukać po pasmanteriach pasującego kolorem. Ma być recykling i już!


Tak więc powstał całkiem sympatyczny komplet do torebki, który idealnie wpisał się w wyzwanie ArtPiaskownicy - więc go oczywiście zgłaszam :)


A żeby nie było, to już mi chodzi po głowie torba do kompletu! Eh, lista projektów się wydłuża, a czas dostępny na craftowanie się ekstremalnie kurczy :(

poniedziałek, 7 października 2013

Sensoryczne memo

W kilku miejscach w sieci widziałam materiałową wersję popularnej gry dla dzieci Memo. Co prawda zapamiętywanie gdzie leżą ukryte karty to dla 1,5- latki zbyt trudne, ale na pewno wyszukiwanie drugiej takiej samej to pikuś :) W innym miejscu (niestety nie pamiętam gdzie) widziałam fajny pamysł na zabawy sensoryczne dla dzieci. Połączyłam więc dwa w jedno i  powstało sensoryczne memo :D


Karty różnią się fakturą materiałów, tak aby malutkie rączki miały jak najbardziej urozmaicone wrażenia dotykowe.


Wykorzystałam gruby filc z zestawów kreatywnych z Lidla, który już dość długo u mnie zalegał, bez pomysłu na jego wykorzystanie. Do tego nitkowe skrawki i nowa zabawka gotowa :)
Na razie tylko sześć, ale materiałów starczy na kolejne karty, więc pewnie jeszcze wrócę do tematu.

Karty wyszły lekko krzywo, bo jednak wycinanie i szycie z Młodą na kolanach to mega wyzwanie! Młoda zapałała wielką chęcią do wspólnych robót przy maszynie i sama mnie woła do pokoju, odsuwa krzesło i klepie w nie ręką, że mamy siadać i zabierać się do dzieła. Myślicie, że miłość do craftowania odziedziczyła po mamusi? :D


czwartek, 3 października 2013

Nigdy nie mów nigdy

Ta stara prawda jak zwykle się sprawdziła :) Po zrobieniu bransoletki gąsiennicy stwierdziłam, że już więcej takiej nie zrobię. I co? Zrobiłam. Koleżanka z pracy sobie taką zażyczyła, więc "klient nasz pan" :) Powstała fioletowo-szara (fiolet w rzeczywistości jest dużo bardziej intensywny).



Druga koleżanka natomiast, zażyczyła sobie melanżowego grubaska w niebieskościach z kroplą złotego.


Obie chciały zapięcia magnetyczne, więc nie obyło się bez robienia na miarę. Dobrze, że widzimy się codziennie, więc nie było problemu z przymiarkami.

***
A tu jest dokumentacja wielkiej miłości Młodej Skrzetuskiej do maminych bransoletek :D


Niezły lans, co?

wtorek, 1 października 2013

Szyjogrzej

Jesień szybko przegoniła lato i jakoś tak ostro chłodem powiało. Trzeba więc uzupełnić garderobę Młodej Skrzetuskiej. W zapędzie szyciowym (a się niby zarzekałam, że mam dość maszyny, he he) powstała chustka w ptaszki z minky.


Niewątpliwą inspiracją były Ciach Ciachowe uszytki, a że polar minky już od dłuższego czasu zalegał w szafie, to nożyczki poszły w ruch i voila.



Ścięte końcówki (których tu nie widać, bo zdjęcie cykałam w sekundę z Młodą Skrzetuską wyrywającą mi aparat :) to efekt li tylko braków materiałowych, a nie wyższych zamysłów konstrukcyjnych. Jednakże sprawdzają się bardzo dobrze, bo na karku pod kurtką nie tworzy się wielka buła, jak przy tradycyjnie wiązanych chustkach. Całość zapinana na zatrzask, co by niecierliwe dziecię za bardzo się nie wyrywało podczas ubierania. Chociaż muszę przyznać, że Młoda Skrzetuska jest bardzo świadoma tego, co należy ubrać wychodząc na spacer i pilnuje kolejności zakładania kolejnych warstw :)

***
Jak już pewnie zauważyliście Młoda Skrzetuska uwielbia chodzić w naszych kapciach - udaje jej się nawet pokonywać w nich całkiem spore dystanse :)


Zauważcie, że tu ma dodatkowo założony mój zegarek - w jej słowniku to tik-tak :)


Tu się wybiera na zakupy. Tak, na prawdę sama założyła sobie koszyk na twarz i próbowała z nim chodzić.


No więc trzeba jej było sprawić jej własne kapciuszki. No przecież taki duży człowiek nie może wiecznie biegać w skarpetkach!


Nawet była bardzo chętna do ich prezentacji :)

:D

P.S. U Nitek pojawiła się relacja z moich zmagań skrawkowych. Można poczytać tu.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...