W miarę regularnie udaje się nam spotykać na wspólne kraftowanie. Poprzednio było tak. Tym razem spotkałyśmy się w połowie stycznia u Lil. W planach było farbowanie na ciepło, ale Plastusia przyniosła swoje skarby i pokazała nam co i jak z farbowaniem na zimno. No i zaczęła się zabawa. Było bosko! W kolorach królowały błękity i turkusy, ale dałyśmy się namówić również na inne eksperymenty kolorystyczne. Zdjęcia z placu boju robiła Karolina-G, jak tylko nam je udostępni, to pokażę :) W zabawie brała też udział Yennene, z którą przy okazji wymieniłyśmy się małym co nieco (pokażę w osobnym poście).
A tu już moje efekty zmagań z barwnikami:
Dla większości rzeczy już mam w głowie plan zagospodarowania :) Poniżej spora ilość bawełny po przodkach, pierwotnie białej. Powstanie z niej szydełkowy pokrowiec na pudełko z chusteczkami do pokoju Młodej.
Poniższy bawełniany motek w zamyśle miał być błękitno fioletowy, ale granat nie chwycił i został różowy :) Z tego też powstanie coś dla Młodej, ale jeszcze nie wiem co :)
To były resztki białej Medusy z tego kocyka. Tutaj za namową Plastusi trochę pomiksowałam kolory - efekt bardzo mi się podoba. Spróbuję przerobić ten moteczek na sznurek (niedawno zakupiłam laleczkę dziewiarską), a z niego powstanie naszyjnik - oczywiście dla Młodej :D
Jako tło służy bawełniana poduszka, którą chciałam pofarbować na turkusowo-granatowo, ale jak już wiecie granat nie chwycił :( Poduszka wymaga jeszcze dalszego przyozdobienia, zanim powędruje nomen omen - na łóżko Młodej :D
W lewym dolnym rogu widać szmatkę, na której próbowałam, co wyjdzie po farbowaniu materiału złożonego w trójkąt i obwiązanego sznurkiem. Efekt ciekawy, ale z granatem był by bardziej widoczny :) Szmatka już znalazła swoje przeznaczenie - pewnie pokażę w osobnym poście...
Na koniec zostało jeszcze trochę rozrobionego barwnika, więc Plastusia użyczyła mi jeszcze trochę swoich materiałów. Poniżej kawałek tęczowej koronki:
I silk lapsy, które wykorzystam przy reaktywacji mojego filcowania (w planie mam poduszki na kanapę, pasujące do dywanu!)
Bardzo jestem ciekawa, co wyszło dziewczynom!
Ale cuda! Tego jeszcze nie próbowałam. Co to za barwniki, te na zimno?
OdpowiedzUsuńTechnicznie nie mam pojęcia co to były za barwniki, bo wszystko przyniosła ze sobą Plastusia, ale wyglądało to dość skomplikowanie - odmierzanie różnych substancji chemicznych (jedno to był mocznik, a drugie miało chyba coś wspólnego z sodą, ale dokładnie nie pamiętam), mieszanie w garach, przelewanie, potem łączenie tego z pigmentami - istna magia! Dalej już była sama przyjemność - pochlapać po tkaninach, zawinąć w folię, odczekac12h, wypłukać porządnie, wysuszyć i można podziwiać efekty :)
UsuńJa pamiętam tylko, że barwniki nazywały się Procion i nijak nie mogę ich nigdzie w polskim necie znaleźć ;)
UsuńJa dzisiaj swoje kolorowe twory też pofotografowałam, więc w wolnej chwili wrzucę zdjęcia :)
Bo Plastusia mówiła, że je ściąga z zagranicy. Czekam na Twoje dzieła!
UsuńWitam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCzy w jakims osobnym poscie jest moze przepis na takie farbowanie, ja tez zamierzam troche "pofarbowac" i nie bardzo wiem jak sie do tego zabrac zeby wyszly pastelowe kolory?
Pozdrawiam!
Niestety, to była moja pierwsza i jedyna przygoda z farbowaniem, więc sama nic ponad to nie wiem. Życzę powidzenia!
Usuń