Zakupiłam internetowo krótki sznur lampek - zasilany bateriami, więc żaden kabel nie ciągnie mi się od stołu do ściany (szczególnie istotne przy małym pędraku w domu :). Pogrzebałam w zapasach wełny po przodkach, chwila konsultacji z wójkiem googlem i są!
Nie są doskonałe, już wiem co trzeba poprawić, a co zrobić inaczej, więc te traktuję jako prototyp, a następne zrobię już idealne :)
Niektóre balony zawiązałam zbyt słabo, więc w trakcie schnięcia zeszło z nich powietrze i w efekcie kulki są lekko pofałdowane :) Balonów mam 100, więc jest na czym trenować!
Biała wełna była cieniutka jak mgiełka, więc kulki wyszły delikatniejsze. Niebieska była bardziej kłaczasta i gruba - już wiem, że lepiej się jednak trzymać tej cieńszej.
Sznurów lampek zakupiłam kilka, więc latarenka w kuchni też się doczekała oświetlenia. Tipi Młodej też zostało zelektryfikowane i teraz nie ma bata - światło w tipi musi się świecić od rana do wieczora :D
Przepiękne!!!! ....no może nie na ten rok. ale na kolejny też muszę takie mieć....tym bardziej, że uwielbiam wszelkie światełka - po prostu bajka!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję :) Produkcja w sumie jest dość prosta, a efekt super!
OdpowiedzUsuńNo wspaniale :-))))) Ostatnio robiłam piniatę w podobny sposób...więc mam zaprawę! ;-) Zrobię i ja :-) Pozdrawiam Ewa :-*
OdpowiedzUsuńA z ciekawości - czego używasz do posklejania nitek? Bo ja wzięłam klej do drewna i trochę śmierdzi :)
UsuńO to w rękodziele chodzi żeby idealnie nie było :) Super kule :)
OdpowiedzUsuń