Gdyby ktoś mi powiedział jeszcze rok temu, że przy pierwszym śniegu wylecę na dwór i z pieśnią na ustach będę lepić bałwana, to postukałabym się wymownie w czoło! Jednak przy dzieciach człowiek dziecinnieje :) Po ostatnich zamieciach śniegu uzbierało się sporo, więc całą rodznką wylegliśmy przed dom i ku uciesze Młodej Skrzetuskiej ukulaliśmy bałwana. I to nie byle jakiego - bo uszatego :)
Bałwan był na wypasie - miał nos z marchewki, kamienne guziki i uśmiech pełną, zębatą gębą :)
Młodej lepienie bardzo się spodobało i dzielnie pomagała:
A tak się zakończył pierwszy krok w śniegu :D
I tylko szkoda, że jak to w naszym klimacie bywa, padający śnieg przeszedł płynnie w deszcz i po bałwanie już śladu nie ma :(
Młodość to nie etap życia a stan ducha :)
OdpowiedzUsuńOooo, podpisuję się pod tym obiema rękami!!!
UsuńZgadzam się z tym stanem ducha :) Ja mam piaty krzyżyk na karku a ciągle wierzę w Mikołaja i wiecie co najlepsze... wiara czyni cuda ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
To zazdroszczę! Mnie mikołaj rozczarował tak gdzieś w przedszkolu, bo mi obiecanej lalki nie przyniósł :)
Usuń