Nie mogąc jeść mleka oblizywałam się tylko na widok lodów wszelakich. Przy okazji kwiatów czarnego bzu trafiłam na blog Pinkcake, a tam znalazłam różne przepisy na domowe lody bez użycia mleka i jaj.
I zupełnym przypadkiem siostra przywiozła od ciotki starą maszynkę do robienia lodów. Ciotka kupiła ją z 10 lub 15 lat temu, użyła raz i odstawiła do szafy. Maszyna wymagała gruntownego czyszczenia, ale jest zupełnie sprawna. Mój M. wyszukał w necie instrukcję użytkowania i co wieczór kręcimy lody :)
Na pierwszy ogień poszły lody bananowe. Lekko je zmodyfikowałam i dodałam dwie łyżeczki karobu - mojego najnowszego odkrycia (kakao na razie wolę nie próbować). Wyszły bardzo dobre, może trochę mączyste od banana. Konsystencja była dość rzadka - raczej kulki by się z nich nie dało uformować, ale tak właściwie to nie przeszkadza.
Następnego wieczoru zrobiłam sorbet malinowo- melonowy, bez żadnych dodatków. Pyszny. Część trafiła do zamrażalnika, bo jednak dużo takiej zmarźliny się nie da zjeść na raz. Szkoda, że takie domowe lody mrożą się na kość, bo nie jest potem łatwo je zjeść.
Kolejny wieczór był pod wezwaniem lodów mlecznych wzbogaconych jagodami. O rany, to było pyszne!!! Zdjęcie zrobiłam dopiero następnego dnia, po wyjęciu pozostałości z zamrażalnika, bo wcześniej nie zdążyłam - tak szybko je zjedliśmy :) Lody zrobiłam na mleku owsianym - na zrobienie którego, znalazłam przepis również u Pinkcake.
Wczorajszego wieczoru poprzestałam na koktajlu owocowym, bo od tych lodów rozbolało mnie gardło :)
Dzisiaj upał tak nam dopiekł, że ukręciłam lody kasztanowe. Specjalnie wysłałam M. do Almy po słoik kremu kasztanowego :) Od siebie dodałam trzy czubate łyżeczki popingu z amarantusa - kolejnego spożywczego odkrycia. Niestety przy 30 stopniach wieczorem lody zaczęły się roztapiać zanim poszłam po aparat :( Ale i tak były przepyszne. Co jedne to smakują coraz lepiej. Może już się uzależniłam? Dodatkowym plusem tego nałogu, jest fakt, iż monotonne brzęczenie maszyny do lodów momentalnie usypia Młodą Skrzetuską :)
A w kolejce czekają już lody kawowe. Niestety na moją propozycję zrobienia lodów szpinakowych M. postukał się tylko wymownie w czoło...
Oj, chciałabym mieć taką maszynę w domu!
OdpowiedzUsuńPowodzenia w eksperymentowaniu-może z warzywami spróbuj, oj zazdroszczę Ci bardzo!
Lody wygloądają bardzo apetycznie!
Zapraszam na moje filcowe candy!
zazdroszczę maszynki :) lody wyglądają przepysznie :)
OdpowiedzUsuńMniam, mniam,od tych opisów ślinka sama cieknie. W tamtym roku zajadałam się lodami marchewkowymi i buraczkowymi , które można było kupić w Sopocie na ul.Podjazd u Włocha , który wcześniej sam je robił, a potem można było je dostać w kawiarni nieopodal. W każdym razie podsuwam pomysł , bo to słodkie warzywa, a lody z nich to też palce lizać.
OdpowiedzUsuńWyglądają apetycznie. Fajne jest to, że możesz zrobić takie, na jakie masz ochotę w danym momencie
OdpowiedzUsuńA ja polecam też używanie mleka kokosowego, robię czasami lody bananowe właśnie z nim i wychodzą również smakowite. Inne robię z mlekiem i jajkami, więc odpadają jeśli unikasz tych produktów. A jeśli chodzi o dziwne smaki lodów, to w piątek w Warszawie trafiłam do lodziarni gdzie były też lody marchewkowe, burakowe, bazylia z cytryną, koperkowe i oscypkowe... to tylko dla odważnych.
OdpowiedzUsuńO lodach u Włocha słyszałam, ale jeszcze nie próbowałam. Może kiedyś się odważę na eksperyment marchewkowy, ale na pewno nie na oscypkowy :)
OdpowiedzUsuń