Długi weekend, dzięki uprzejmości firmy mojego M., spędziliśmy w Hotelu Gołębiewski w Mikołajkach. To był pierwszy poważny wyjazd Młodej Skrzetuskiej i muszę powiedzieć, że zniosła go całkiem nieźle :) Udało mi się nawet nadgonić robótkę drutową w trakcie długich godzin jazdy i to pomimo, że Młoda Skrzetuska jest chyba jedynym dzieckiem na świecie, które nie śpi w aucie.
Sam hotel mnie mocno rozczarował - czułam się jak na wakacjach w Egipcie. Wielki moloch, przeciętne jedzenie z bemarów, tłum ludzi i w sumie poza hotelem nie ma specjalnie nic do roboty. Wystrój wnętrz mają mocno psychodeliczny :)
Pobyt uratował aquapark. Mają ciekawe jacuzzi z różnymi leczniczymi roztworami, a także grotę solną i tężnie. Młoda Skrzetuska została po raz pierwszy zanurzona w basenie. Nawet jej się podobało - pewnie myślała, że to taka większa wanienka :) Za to tężnie uznała za świetne miejsce na drzemkę :)
Wypoczęta i wymoczona w jacuzzi pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających i komentujących :)
czwartek, 14 czerwca 2012
poniedziałek, 4 czerwca 2012
kocyk falisty
Od zawsze marzyłam o szydełkowych falach. Tylko nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. Aż zobaczyłam wielki koc Lete i malutki kocyk Izzus - zzieleniałam z zazdrości! Na szczęście zamieściły link do tutoriala i wszystko stało się proste :)
Zajęło mi to bagatela trzy miesiące :) Zaczęłam jeszcze w szpitalu - na szczęście wełna dotarła zaraz po porodzie i mój M. mi ją przywiózł, razem z zapasowymi śpioszkami i pieluszkami :) A potem już było pod górkę - rzadko miałam czas usiąść do robótki.
Zrobiony z czterech motków Alize Diva Batik Design w dwóch kolorach, tak dla urozmaicenia :) Mimo zrobienia próbki, wymiary wyszły trochę inne niż planowane i zostałam z piątym motkiem. Może starczy na jakiś sweterek dla Młodej Skrzetuskiej?
Brzeg obrobiłam trzema rządkami półsłupków i zakończyłam oczkami rakowymi. Przez to, że tak rzadko siadałam do robótki, w pewnym momencie zaczęłam bardzo ciasno szydełkować. Zrobiłam tak spory kawałek, zanim zauważyłam różnicę, a szkoda mi było pruć. No i potem, jak to zwykle bywa wpadłam w drugą skrajność i robiłam zbyt luźno. Tak więc kocyk jest nie do końca prostokątny :)
Ale i tak bardzo mi się podoba i gdyby nie zupełny brak czasu, to porwałabym się na zrobienie takiego w "dorosłym" rozmiarze :)
Zajęło mi to bagatela trzy miesiące :) Zaczęłam jeszcze w szpitalu - na szczęście wełna dotarła zaraz po porodzie i mój M. mi ją przywiózł, razem z zapasowymi śpioszkami i pieluszkami :) A potem już było pod górkę - rzadko miałam czas usiąść do robótki.
Zrobiony z czterech motków Alize Diva Batik Design w dwóch kolorach, tak dla urozmaicenia :) Mimo zrobienia próbki, wymiary wyszły trochę inne niż planowane i zostałam z piątym motkiem. Może starczy na jakiś sweterek dla Młodej Skrzetuskiej?
Brzeg obrobiłam trzema rządkami półsłupków i zakończyłam oczkami rakowymi. Przez to, że tak rzadko siadałam do robótki, w pewnym momencie zaczęłam bardzo ciasno szydełkować. Zrobiłam tak spory kawałek, zanim zauważyłam różnicę, a szkoda mi było pruć. No i potem, jak to zwykle bywa wpadłam w drugą skrajność i robiłam zbyt luźno. Tak więc kocyk jest nie do końca prostokątny :)
Ale i tak bardzo mi się podoba i gdyby nie zupełny brak czasu, to porwałabym się na zrobienie takiego w "dorosłym" rozmiarze :)
niedziela, 27 maja 2012
Czapeczka
Lato mnie zaskoczyło :) Jakiś czas temu stwierdziłam, że trzeba Małej Skrzetuskiej zrobić bawełnianą czapeczkę na wiosnę - bo przecież zimowa jest już za ciepła. Wygrzebałam trochę bawełny ze starych zapasów mamy, złapałam nowe druty KP z żyłką i machnęłam czapeczkę magic loopem. Mimo zrobienia próbki i wzięcia miary z modelki czapka wyszła dość luźna.
Stara bawełna jest dość gruba i sztywna, więc ciężko robiło się ładne oczka - tutaj dodatkowo czapka jest jeszcze przed praniem, więc widać trochę nierówności. Muszę też poduczyć się, jak ładnie przekładać kolorowe nitki robiąc paski, bo trochę brzydko je widać i tył czapki nie nadaje się do pokazywania. Dobrze, że Młoda tylko leży i nie podnosi głowy :)
Za to kręci głową intensywnie i poprzednia czapeczka jeździła dookoła głowy, odsłaniając uszka za to zupełnie zakrywając oczy. Dlatego do tej dorobiłam sznureczki do wiązania.
I wszystko było by pięknie, gdyby nie to, że ledwo ją uprałam to przyszło lato i się zrobiło gorąco :( Tak więc czapeczka nigdy nie została skonsumowana. No cóż, mówi się trudno.
Stara bawełna jest dość gruba i sztywna, więc ciężko robiło się ładne oczka - tutaj dodatkowo czapka jest jeszcze przed praniem, więc widać trochę nierówności. Muszę też poduczyć się, jak ładnie przekładać kolorowe nitki robiąc paski, bo trochę brzydko je widać i tył czapki nie nadaje się do pokazywania. Dobrze, że Młoda tylko leży i nie podnosi głowy :)
Za to kręci głową intensywnie i poprzednia czapeczka jeździła dookoła głowy, odsłaniając uszka za to zupełnie zakrywając oczy. Dlatego do tej dorobiłam sznureczki do wiązania.
I wszystko było by pięknie, gdyby nie to, że ledwo ją uprałam to przyszło lato i się zrobiło gorąco :( Tak więc czapeczka nigdy nie została skonsumowana. No cóż, mówi się trudno.
czwartek, 17 maja 2012
Opaska z kwiatkiem
Kupiłam Małej Skrzetuskiej opaskę na głowę z myślą o sesji zdjęciowej. Wyglądała tak sobie, więc musiałam ją nieco ulepszyć :) O braku wolnego czasu najlepiej świadczy tempo przeróbki - pierwszego dnia wycięłam elementy, drugiego je opaliłam, a dopiero trzeciego dnia zszyłam całość. Tempo iście żółwie :) Opaska przed metamorfozą:
I już po przeróbce. W sumie wyszła trochę zbyt "wysoka" i na głowie przypomina lampkę na kasku górnika :)
A tu już na modelce. Młodej pozowanie nie bardzo się spodobało i dała nam dosłownie sekundy na cyknięcie fotek.
W sesji wziął udział również kapelusik, który już wcześniej pokazywałam na płasko. Z tego wszystkiego nie zauważyłam nawet, że kwiatek na kapelutku lekko się skulkował :)
Pozdrawiamy obie wszystkich tu zaglądających i komentujących!
I już po przeróbce. W sumie wyszła trochę zbyt "wysoka" i na głowie przypomina lampkę na kasku górnika :)
A tu już na modelce. Młodej pozowanie nie bardzo się spodobało i dała nam dosłownie sekundy na cyknięcie fotek.
W sesji wziął udział również kapelusik, który już wcześniej pokazywałam na płasko. Z tego wszystkiego nie zauważyłam nawet, że kwiatek na kapelutku lekko się skulkował :)
Pozdrawiamy obie wszystkich tu zaglądających i komentujących!
czwartek, 3 maja 2012
4 słupki na dzień
Takie mam tempo dziergania :) Są to skradzione minuty pomiędzy zajmowaniem się Małą Skrzetuską a ogarnianiem domu i siebie. W końcu też trzeba mieć jakieś przyjemności w życiu :P
Tak więc na polu robótkowym nie mam za wiele do pokazania, a zaległości sprzed ciąży się już skończyły, to pochwalę się pięknym bukietem tulipanów:
Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających tu i komentujących :)
Tak więc na polu robótkowym nie mam za wiele do pokazania, a zaległości sprzed ciąży się już skończyły, to pochwalę się pięknym bukietem tulipanów:
Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających tu i komentujących :)
niedziela, 15 kwietnia 2012
Mitenki z palcem
Pamiętacie ten komin? Dorobiłam do niego mitenki. We wcześniejszych brakowało mi ocieplenia kciuka - wystawał sobie zupełnie goły i marzł. Znalazłam w jakiejś książce drutowej instrukcję dziergania rękawiczek i tak trochę na oko wypróbowałam jak się robi klin w rękawiczkach. Wyszło całkiem nieźle, następnym razem wprowadzę kilka poprawek.
Kolejną nowością przy tych mitenkach było wypróbowanie metody magic loop. Już o tym kiedyś słyszałam, ale była to ciemna magia. Jak robiłam malutki sweterek, to według wzoru rękawy miały być zrobione właśnie tą metodą, ale mi się śpieszyło i nie miałam cierpliwości szukać jakiś znośnych tutoriali. Jednakże walka z pięcioma drutami przy tak wąziutkich rękawkach to była mordęga. Więc się zawzięłam i postanowiłam, że się zmierzę z tą metodą przy mitenkach. Udało mi się trafić na świetny tutorial, no i się zakochałam w tej metodzie! :)
Mitenki na zdjęciu nie są zblokowane, za to kilka razy noszone i niestety spotkanie z rzepami przy kurtce nie wyszło im na dobre - troszkę się w kilku miejscach zmechaciły.
Kolejną nowością przy tych mitenkach było wypróbowanie metody magic loop. Już o tym kiedyś słyszałam, ale była to ciemna magia. Jak robiłam malutki sweterek, to według wzoru rękawy miały być zrobione właśnie tą metodą, ale mi się śpieszyło i nie miałam cierpliwości szukać jakiś znośnych tutoriali. Jednakże walka z pięcioma drutami przy tak wąziutkich rękawkach to była mordęga. Więc się zawzięłam i postanowiłam, że się zmierzę z tą metodą przy mitenkach. Udało mi się trafić na świetny tutorial, no i się zakochałam w tej metodzie! :)
Mitenki na zdjęciu nie są zblokowane, za to kilka razy noszone i niestety spotkanie z rzepami przy kurtce nie wyszło im na dobre - troszkę się w kilku miejscach zmechaciły.
środa, 4 kwietnia 2012
Trochę recyklingu
W nocy też trzeba coś widzieć jak skrzek/płacz wyrwie człowieka z głębokiego snu i trzeba iść przewijać i karmić. Z drugiej strony nie należy zapalać zbyt ostrego światła, żeby niepotrzebnie Małej Skrzetuskiej nie rozbudzić i nie mieć zawalonej nocki. Tak więc z głębokiej potrzeby musiałam szybko wytworzyć jakąś osłonkę na nocną lampkę:
W ruch poszły nożyczki i stara bluzka i tak oto rękaw utworzył zaciemniacz. Dobrze jest niczego nie wyrzucać :) Czegoś mi jeszcze brakowało do wykończenia całości - tu ładnie zagrała kokarda ze wstążeczki znalezionej na dnie szafy. Czyli recykling na 100%.
Tutaj lampa przed i po metamorfozie:
Pozdrowienia dla wszystkich młodych mam :)
W ruch poszły nożyczki i stara bluzka i tak oto rękaw utworzył zaciemniacz. Dobrze jest niczego nie wyrzucać :) Czegoś mi jeszcze brakowało do wykończenia całości - tu ładnie zagrała kokarda ze wstążeczki znalezionej na dnie szafy. Czyli recykling na 100%.
Tutaj lampa przed i po metamorfozie:
Pozdrowienia dla wszystkich młodych mam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)