Jakoś tak sobie te kłębuszki leżały i się do mnie uśmiechały, więc postanowiłam dać im jeszcze jedną szansę (we wpisie o koszyku są opisane moje przejścia z szydełkowaniem w rozmiarze xxl).
Tym razem sięgnęłam po trochę grubsze szydełko i z nowym zapasem optymizmu, i sporą dozą samozaparcia (bo już wiedziałam co mnie czeka), zaczęłam dziergać półsłupki.
Założenie miałam jedno - muszę zużyć wszystkie zalegające kawałki sznurka. Czyli nie zakładałam z góry żadnych konkretnych rozmiarów kosza, ani też układu kolorystycznego pasków. Poszłam po prostu na żywioł.
Normalnie kolor bym zmieniała na końcu okrążenia, ale zostały by mi wtedy kawałki sznurka, a przecież nic się nie mogło zmarnować! Tak więc zmiany są w zupełnie nieoczywistych miejscach, ba, czasem nawet jedno okrążenie skłąda się z trzech kolorów :D
Sznurek zużyłam praktycznie do ostatniego metra, zostało dosłownie kilkanaście centymetrów fioletowego. Szkoda, że nie starczyło na ostatnie okrążenie z oczek ścisłych, bo góra by się wtedy lepiej układała, ale cóż.
Kosz wyszedł całkiem spory, ale z niskimi ściankami. Mieści się akurat na półce pod stolikiem kawowym. Tylko, że zupełnie nie mam pomysłu co do niego włożyć!!! Jakieś podpowiedzi? :)
A najśmieszniejsze z tego wszystkiego jest to, że robiąc w sobotę generalne porządki natknęłam się na jeszcze jeden, nienapoczęty motek białego! Hmmm, to może jednak spruję uchwyty i dorobię jeszcze na wysokość? Tylko po co mi taki wielki kosz?!
Albo domówię jeszcze sznurka i zrobię kolejny?.........
Fantastyczny pomysł na zagospodarowanie pozostałosci po innej pracy. Do tego jak cudnie wykonany koszyczek!
OdpowiedzUsuńPiękny kosz...
OdpowiedzUsuń