Nowa dostawa koralików dotarła i eksperymenty się zaczęły :) Zanim się zmierzyłam z malizną (Toho 11/0 - 2mm) to jeszcze machnęłam coś dla siebie z większych koralików:
Urzekły mnie swoim wnętrzem :) Z zewnątrz są zielone, a od środka fioletowe. Żeby nie stracić tego efektu zrobiłam węża na 3 (albo na 4, już zdążyłam zapomnieć :) koraliki. W środku dałam fioletową nitkę i całość wyszła mocno ażurowa.
W poszukiwaniu zapięć "samoobsługiwalnych" przetestowałam takie oto coś (nie wiem jak fachowo się to nazywa). Sprawdza się bardzo dobrze, sama jestem w stanie je sobie zapiąć. Zapięcie jest dość duże, więc żeby nie zdominowało bransoletki machnęłam wersję dłuższą - dwa razy zawijaną (akurat na tyle starczyło 10g koralików :) A żeby było ciekawiej, to zapięcie robi za element ozdobny i noszę je na wierzchu nadgarstka.
W ramach przerywnika - godna następczyni mamusi :) Już ją ciągnie do grzebania w ziemi i podlewania kwiatków:
Pięknie się mieni. Podziwiam, ja się z tymi koralikami poddałam na amen.
OdpowiedzUsuńŚwietnie Ci to idzie :)
OdpowiedzUsuńBiżuteria super, faktycznie ta zieleń z fioletem - mniam, A Następczyni za chwilę szydelkować też będzie :)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie! :)
OdpowiedzUsuńAla nie poddawaj się tak łatwo :)
O, Młoda już by chętnie zabrała szydełko, druty, wełnę i wszystko czym się akurat chce mama zajmować. Trzeba ją normalnie odganiać!