wtorek, 27 marca 2012

Malutki sweterek

Od dawna chciałam zrobić sweter robiony od góry, tylko z lekka przerażało mnie to wyliczanie oczek, no i rozmiar na dorosłego trochę mnie peszył. Gdy zobaczyłam prześliczny sweterek zrobiony przez Lete, to aż zatupałam nogami z chęci spróbowania. Bałam się tylko opisu po angielsku, ale trochę poszperałam w necie i udało się przetłumaczyć. Darowałam sobie robienie próbek, ponieważ robiłam go jeszcze będąc w ciąży i nie miałam bladego pojęcia, jaki rozmiar będzie potrzebny :)


Fajnie się robi taki mały sweterek, bo efekt widać bardzo szybko :)
A tu już zdjęcie na modelce - jak widać rozmiar trafiony idealnie, szkoda tylko, że Ula właściwie go nie nosi - w domu jest za ciepło, a na spacer ma gruby kombinezon, więc sweterek się nie mieści. Pozostaje tylko satysfakcja mamusi z udanej robótki :)


I jeszcze fotka na tle fotograficznego kocyka - narobiłam się przy nim, to teraz trzeba go wykorzystać :)
Włóczka Elian mimi color - 100% akryl, rozmiar drutów nieznany, bo stare i nieopisane.


Sprawiłam sobie wielkanocny prezent - kupiłam zestaw drutów Knit Pro z elastyczną, odkręcaną żyłką. Przyzwyczajona do starych drutów z grubą i sztywną żyłką, jestem nimi po prostu zachwycona! No i ten fuksjowy kolorek :)

P.S. Wspaniała torba jest do wygrania u Natki:

piątek, 16 marca 2012

Raz kozie śmierć

Karmiąca matka ma przechlapane. Przynajmniej przez pierwsze 6 tygodni. Lista rzeczy, które można jeść bez obawy, że dziecku coś zaszkodzi jest bardzo krótka. Dla mnie, jako osoby kochającej eksperymenty kulinarne i w ogóle jedzenie to droga przez mękę. Najbardziej doskwiera mi brak produktów mlecznych - ach ten twarożek i mleczko...
Tak więc jem królika w różnej postaci, piekę własny chleb na zakwasie, jajka kupujemy prosto od kury, a nie z hipermarketu, szynkę mam zrobioną własnoręcznie i uwędzoną przez mojego tatę, mięso na mielone sami mielimy, a nabiał krowi zastąpiłam kozim. Na początku trochę mi ta kozizna nie smakowała, ale szybko się przekonałam :) Dziecko bez kolek i różnych wysypek to rzecz bezcenna :)

Z eksperymentów nie zrezygnowałam i upiekłam już owsiane ciasteczka bez mleka, usmażyłam naleśniki na wodzie i nawet były już racuchy z jabłkiem bez mleka :) W akcie desperacji upiekłam pizze ze szpinakiem i kozią fetą.
Mojemu M. udało się kupić twaróg kozi i zastanawiając się z czym go można połączyć przypomniałam sobie o zamrożonej dyni.


Znów usmażyłam naleśniki na wodzie z dodatkiem mąki razowej, co by było zdrowiej :) A nadzienie zrobiłam z koziego twarożku i upieczonej dyni. W poszukiwaniu pasujących przypraw obwąchałam zawartości różnych słoiczków. Na początku spodobała mi się garam masala, ale ostatecznie stanęło na marokańskiej ras-el-hanout. Kupiłam ją na dwóch różnych straganach i jedna jest bardziej cynamonowa, a druga bardziej wytrawna. Tu bardziej mi pasowała wersja cynamonowa.
Połączenie smaków dało bardzo ciekawy efekt - gorąco polecam nie tylko matkom karmiącym :)

Mój M. tak się rozpędził w dostarczaniu mi zdrowej żywności bez chemii i konserwantów, że teraz zanim coś kupi to czyta etykiety, aby w składzie produktu nie było zbędnych dodatków. Dobrze jest być świadomym konsumentem :)

poniedziałek, 12 marca 2012

Szydełkiem i pisakiem

Ostatnimi czasy sporo macham szydełkiem i jak zobaczyłam na blogu CraftLadies tutorial na zrobienie bransoletek szydełkiem trochę inaczej to postanowiłam spróbować :) Moje bransoletki w technice Broomstick:


Link do bloga z tutorialem jest tu. Chociaż dla mnie bardziej czytelny był sposób zaprezentowany na tym filmiku. Najwięcej kłopotu miałam z dobraniem narzędzia na którym się szydełkuje, ponieważ nie posiadam tak grubych drutów/szydełka jakie mają w tutorialach. Próbowałam na rączce od szczotki do włosów, ale była za gruba. W końcu sprawdził się pisak do CD :)



Na szybko powstały dwie bransoletki, z pierwszej lepszej wełny, jaka wpadła mi w ręce. Sposób robienia spodobał mi się na tyle, że na pewno powstaną kolejne. Już nawet zarekwirowałam mamie całe pudło starych guzików :)
Szkoda tylko, że nadal nie mam czasu (a może i chęci) żeby zgłębić instrukcję do aparatu, bo te kłopoty ze złapaniem ostrości są bardzo frustrujące...

poniedziałek, 5 marca 2012

Brocha

Mała Skrzetuska nie daje nam zbyt dużo wolnego czasu, więc kolejny kocyk powstaje w tempie kilku słupków pomiędzy karmieniami. Dobrze, że jeszcze w ciąży natworzyłam na zapas, to będę miała co pokazywać :)
Na okoliczność sesji z brzuszkiem powstała różowo-biało-liliowa brocha. Pierwotnie miała być dodatkiem do opaski na włosy, ale wyszła zbyt duża. Tak mnie trochę poniosło :) Zdjęć z sesji nie pokażę, bo są trochę roznegliżowane. Tutaj broszka sama w sobie:


I ujęcia z innych stron, bo z każdej dominuje trochę inny kolor:



A dlaczego mała Ula zyskała przydomek Skrzetuska? Bo właściwie nie płacze, tylko skrzeczy :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...