Wiekopomna chwila pierwszego stałego posiłku Młodej Skrzetuskiej nadeszła! (Kaszki i kleiku nie liczę) Została wyposażona w śliniaczek (taki z rękawami i do samych stóp :) i odpowiednie krzesełko. Wszystko z zgodne z zaleceniami BLW. Na pierwszy ogień poszła marchewka. Sięgała po nią z zapałem, gryzła bezzębnymi dziąsłami i memlała. Ciężko powiedzieć czy cokolwiek zjadła, bo sporo wypluła. Jadła jedną rączką, ale druga nie pozostawała bezczynna - ukryła się pod blatem z zapasową marchewką :)
Jestem niemal tak samo dumna z jej zapału, jak i z faktu, że udało nam się kupić krzesełko pasujące kolorami do naszej kuchni i nie będę musiała przez następne dwa lata patrzeć na jakieś ohydne wściekle żarówiaste kolorki, bleh.
Cudna Maleńka:) superowe zdjęcie:)
OdpowiedzUsuń:D smacznego :)
OdpowiedzUsuń