No proszę, jednak cuda się zdarzają! Klematis, który był już całkowicie umarły i odżył - zakwitł! Ma aż cały jeden kwiatek i nie urósł zbyt duży, ale jak na umarlaka, to ma się całkiem dobrze.
A zobaczyłam go, przy okazji rozwieszania na balkonie nietypowego prania:
Misiaki i inne zabawki Młodej Skrzetuskiej wylądowały w pralce i nawet im to o dziwo nie zaszkodziło :) Najbardziej się obawiałam o muczącą krowę, ale ustrojstwo elektryczne przetrwało i nadal radośnie muczy! Mina Skrzetuskiej gdy tego słucha - bezcenna :)
Post zupełnie nie jest o tfórczości,bo i ostatnio niewiele tworzę - cały czas zajmuje mi karmienie Młodej - nie ma to jak rozszerzanie diety niemowlaka :) Za to mam niesamowitą satysfakcję, gdy widzę, jak chętnie Młoda pochłania kawałki marchewki, fasolki szparagowej, ziemniaka, cukinii, nektarynki i banana. W mądrej książce było napisane, że dzieci zaczynają przełykać dopiero po tygodniu, dwóch przeżuwania i wypluwania, a moja wspaniała (!) córka łyknęła fasolkę na trzeci dzień i od tego czasu bez marudzenia pochłania wszystko, co trafi jej do rączek. A jaka była wściekła, jak raz za bardzo rozgotowałam marchewkę i wszystko jej się rozciapywało w rączce i nic nie mogła zjeść! Łzy lały się strumieniem, rączki zaciśnięte w pięści, gdyby mogły, to by waliły w stół ze złości! A jak się patrzy z wyrzutem, jak ktoś coś je koło niej i jej nic nie daje! Zupełnie sobie nie wyobrażam, że mogłabym wpychać jej na siłę papkę łyżeczką. Gdzie tu radość z jedzenia???
słodkiee;)
OdpowiedzUsuńzapraszamy do nas ;)
słodko to wygląda :). Gratuluję zmartwychwstania klematisa i młodzieży, która nie marudzi na warzywka :)
OdpowiedzUsuńzdjęcia z nad morza: super :)
OdpowiedzUsuń