Oj, w styczniu pusto i głucho na blogu. Wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim i jakoś nie mogę się zorganizować. Brakuje mi czasu na wszystko, a już w szczególności na blogowanie. Przez cały miesiąc dosłownie wykradam minuty na szycie, czyli w żółwim tempie powstaje wełniany kardigan (pokazywałam go w kawałkach na fb). Czasem uda mi się trochę pomachać drutami, ale już na zrobienie zdjęć nie starcza czasu i światła. Na szczęście mam jeszcze kilka zaległych, niepokazywanych uszytków :)
Jednym z nich są legginsy dla Uli.
Pierwszy raz się odważyłam uszyć getry :) Wykrój pochodzi z Ottobre.
Legginsy uszyłam z cienkiej dresówki, ale chyba mimo wszystko jest trochę za sztywna i gruba.
Z samego wykroju też nie do końca jestem zadowolona. W kroku trochę się fałdują, za to pas jest dość nisko. Raczej kolejnych z tego wykroju szyć nie będę :)
Nogawki podłożyłam i przeszyłam podwójną igłą. Manewrowanie taką wąską nogawką pod stopką nie należy do najłatwiejszych :)
Grunt, że Młoda w nich chodzi, a w o wiele lepszych (z mojego punktu widzenia :)) bluzkach i sukienkach nie chce. Czyli jednak sukces :)
Sukcesy dziwnymi ścieżkami chodzą ;) Gdyby nie były wygodne, to by nie chodziła. Ważne, że wyciągnęłaś wnioski i wiesz co zrobić z kolejnymi ;) nawet jeśli będą z innego wykroju.
OdpowiedzUsuńOtóż to :)
Usuń