piątek, 16 marca 2012

Raz kozie śmierć

Karmiąca matka ma przechlapane. Przynajmniej przez pierwsze 6 tygodni. Lista rzeczy, które można jeść bez obawy, że dziecku coś zaszkodzi jest bardzo krótka. Dla mnie, jako osoby kochającej eksperymenty kulinarne i w ogóle jedzenie to droga przez mękę. Najbardziej doskwiera mi brak produktów mlecznych - ach ten twarożek i mleczko...
Tak więc jem królika w różnej postaci, piekę własny chleb na zakwasie, jajka kupujemy prosto od kury, a nie z hipermarketu, szynkę mam zrobioną własnoręcznie i uwędzoną przez mojego tatę, mięso na mielone sami mielimy, a nabiał krowi zastąpiłam kozim. Na początku trochę mi ta kozizna nie smakowała, ale szybko się przekonałam :) Dziecko bez kolek i różnych wysypek to rzecz bezcenna :)

Z eksperymentów nie zrezygnowałam i upiekłam już owsiane ciasteczka bez mleka, usmażyłam naleśniki na wodzie i nawet były już racuchy z jabłkiem bez mleka :) W akcie desperacji upiekłam pizze ze szpinakiem i kozią fetą.
Mojemu M. udało się kupić twaróg kozi i zastanawiając się z czym go można połączyć przypomniałam sobie o zamrożonej dyni.


Znów usmażyłam naleśniki na wodzie z dodatkiem mąki razowej, co by było zdrowiej :) A nadzienie zrobiłam z koziego twarożku i upieczonej dyni. W poszukiwaniu pasujących przypraw obwąchałam zawartości różnych słoiczków. Na początku spodobała mi się garam masala, ale ostatecznie stanęło na marokańskiej ras-el-hanout. Kupiłam ją na dwóch różnych straganach i jedna jest bardziej cynamonowa, a druga bardziej wytrawna. Tu bardziej mi pasowała wersja cynamonowa.
Połączenie smaków dało bardzo ciekawy efekt - gorąco polecam nie tylko matkom karmiącym :)

Mój M. tak się rozpędził w dostarczaniu mi zdrowej żywności bez chemii i konserwantów, że teraz zanim coś kupi to czyta etykiety, aby w składzie produktu nie było zbędnych dodatków. Dobrze jest być świadomym konsumentem :)

5 komentarzy:

  1. buahuah... można się zdołować;)

    OdpowiedzUsuń
  2. przypomniało mi się, jak przyszedł dochtór do mojego pierworodnego, zaraz jak nas puścili do domu... jak mi zaczął wymieniać czego nie mogę jeść, a co mogę.... złapałam karpia i pozostawałam z nim przez resztę dnia. siostra cioteczna po jego wizycie (i to przy drugim już swoim dziecku) płakała 3 dni.
    u mnie młody był o tyle wyrozumiały, że nie lubił tylko nieobranych jabłek :P

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja myślę, że nie ma co przesadzać. Jak byłam w ciąży czy też karmiłam piersią nie przeginałam zbytnio z zadręczaniem się. Jasne, że nie jadłam Bóg wie czego i raczej ostrożnie wybierałam elementy jadłospisu ale bez przesady... mleko to nie trucizna chyba, że dziecko ma stwierdzoną skazę białkową. Mi pielęgniarka środowiskowa doradziła zmniejszenie ilości spożywanego mleka i zastąpienie go serami! Z mleka nie zrezygnowałam a moje dzieci są zdrowe,silne, mądre i zadowolone. To ostatnio z jakichś powodów jest taka nagonka na mleko a tysiące pokoleń wstecz wychowały się właśnie na tym produkcie...
    Tak czy inaczej pozdrawiam i życzę powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. o jesu kolki dobrze że to już za mną

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...