Na urodziny dostałam od mojego M. książkę o przyprawach. Przy mojej masakrycznej diecie (Młoda Skrzetuska ma niestety skazę białkową) mogę sobie co najwyżej pooglądać obrazki. I tak oglądając natchnęłam się na przepis na syrop różany, który można zamienić na syrop z czarnego bzu. Ten ostatni rośnie akurat naprzeciwko mojego balkonu, więc stwierdziłam, że spróbuję :)
Kwiaty moczą się teraz dwa dni w białym winie z cytrynami, a potem będzie trzeba je zagotować z cukrem i przelać do butelki. Dotychczas znałam wersję syropu z wodą, więc jestem bardzo ciekawa jak ten będzie smakował.
Muszę się pochwalić obiadem, jaki zrobiłam w niedzielę :) Ryż z szafranem i anyżem, brokuły, pierś z indyka nadziewana brzoskwiniami, przyprawiona trawą cytrynową i imbirem, macerowana w białym winie, obtoczona w mące ryżowej i usmażona. (Danie całkowicie według mojego pomysłu) Wyszło, skromnie mówiąc, bosko. Zniknęło to w takim tempie, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia :)
Muszę znaleźć kogoś, kto się wybiera do Australii, bo przez tą książkę zrobiłam sobie smaka na przyprawę z owoców akacji australijskiej :) Bardzo jestem ciekawa, jak to smakuje...
hm, czekam na relację, jak syrop będzie już gotowy :) - też znam tylko wersję na wodzie :)
OdpowiedzUsuńhm, czekam na relację, jak syrop będzie już gotowy :) - też znam tylko wersję na wodzie :)
OdpowiedzUsuńSyrop wyszedł smaczny, produkują się kolejne wersje :)
OdpowiedzUsuńAaaaaa i zgłodniałam strasznie jak przeczytałam Twój wpis ..
OdpowiedzUsuńznam ten przepis :) na pewno wyjdzie pysznie!
OdpowiedzUsuń