W drugim miesiacu pobytu wypuscilismy sie na obrzeza Berlina - do prawdziwie tureckiej dzielnicy. Tanie towary wylewaly sie ze sklepow na ulice, sprzedawcy sie przekrzykiwali ofertami, wszedzie wokolo byly kobiety w chustach na glowie. Udalo mi sie nawet kupic buty za 1 EUR :) Nie zabraklo oczywiscie targowiska, a na nim mnostwa lokalnych specjalow. Byly chleby tureckie, przerozne sery, a nawet kiszone liscie winogron.
Ale najwspanialsze bylo stoisko z materialami. Cudownie mieciutkie materialy do wyrobu makaronow i to w oszalamiajacej cenie 1 EUR za metr! Ponoc oczy mi tak rozblysly, ze moglabym robic za latarnie morska :)
Zakupilam wiec kilka metrow roznych materialow, w recepcji hotelu pozyczylam nozyczki (mina pana, jak sie zaytalam czy moge je zatrzymac na kilka dni byla bezcenna :) i zabralam sie do dziela! A myslalam, ze na wyjezdzie nie da sie nic kreatywnego wytworzyc! Skutki tworcze pokaze w nastepnym poscie :)
W innej dzielnicy odwiedzilam sklep dla takich maniakow jak ja :) Cale mnostwo wspanialych dziurkaczy, welenek do filcowania i roznych innych przydasiow. Szkoda tylko, ze ceny drozsze niz w necie. Nie oparlam sie jednak pokusie i zakupilam jedwabny szalik - w koncu zabiore sie do tematu filcowanych szalikow, oraz zestaw silikonowych stepli z trzema bloczkami akrylowymi w roznych rozmiarach. Syndrom Reksia zostal uwolniony :)
Uff, ale sie rozpisalam! Pozdrowienia dla wszystkich czytajacych z Berlina :D
taaa...syndrom Reksia - on stęplował rolkę filmu na poczatku bajki;)
OdpowiedzUsuńdokładnie tak :)
OdpowiedzUsuń